Cucamelon to pnący twór wydający niezliczone ilości mini owocków o smaku kwaskowatego ogórka, trochę podobny do kiwano, którego uprawę zarzuciłam kilka sezonów wstecz. Inne nazwy to ogórek meksykański, mysi ogórek lub mini arbuz, chociaż osobiście uważam że z arbuzem ma raczej mało wspólnego 😉
Owoce są chrupkie, ale czy smaczne? Kwestia gustu. Podobno, całkiem fajnie smakują jako kiszonka.
Popełniłam w minionym sezonie wysiew Cucamelonów w myśl zasady “skąd możesz wiedzieć, jeśli nie próbowałeś” chociaż wiele opinii forumowiczów wskazywało na to, że raczej nie zagoszczą w naszym menu na stałe.
Nasionka dostałam z adnotacją:
“Nasiona wysiewamy od połowy wiosny do doniczek. Przed wysiewem należy je namoczyć w letniej wodzie przez 12h. Doniczkę ustawiamy w miejscu jasnym i słonecznym. Kiełkowanie następuje od tygodnia do miesiąca przy zachowaniu stałej temperatury na poziomie 21-26 stopni C.”
Osobiście jednak nie namoczyłam ich na aż tak długo i kiełkowały bez problemu.
Startowały po wysadzeniu dość powolnie, nawet obawiałam się, że nie zakwitną, ale jak już zaczęły to nie mogły przestać 🙂
Moim zdaniem w uprawie wcale nie są wymagające. Nawoziłam je podobnie jak resztę warzyw dyniowatych, bo niewymagające nie oznacza nie potrzebujące składników mineralnych. Rosły w dużej skrzynce, ale nie był to wybór dedykowany, po prostu tam akurat zwolniło się miejsce. Nie potrzebują tak głębokiego pojemnika, wystarczy im standardowa 20l donica. Są niebywale czepliwe, jeśli więc w pobliżu znajdą jakaś naturalną podporę oplotą ją bardzo skrzętnie. W moim przypadku najbliżej było im do pomidora, więc zrobiły sobie z niego pergolkę 😉
Lato było upalne, Cucamelony więc czuły się jak ryby w wodzie. Po kolejnym koszyczku przestałam je zbierać, bo nie było na nie chętnych niestety. W zasadzie nikomu nie smakowały, choć wyglądały urokliwie.
Konkluzja: dla mnie eksperyment jednorazowy. Choć przyznam, że doskonale sprawdza się jako pnącze ozdobne, to dla smaku uprawiać go nie zamierzam, bo nie trafił w nasz gust. I tyle 🙂