Mączka bazaltowa jako nawóz w donicach

Mączka bazaltowa

Zostałam poproszona jakiś czas temu, o napisanie kilku słów, o nawożeniu mączką bazaltową. Czy nadaje się do nawożenia w donicach? Do jakich warzyw można ją stosować i jakie jest dawkowanie?

Szczerze to mam z nią niewielkie doświadczenie. Mączki skalne w większości przypadków mają zasadowy odczyn, więc mocno odkwaszają podłoże, a ja używam do donic podłoży gotowych na bazie włókien kokosowych i torfu, bo zależy mi na jego lekkości. Podłoża te mają uregulowane pH, i dodatek mączki może go w małym pojemniku zaburzyć na tyle, że będzie to niekorzystne dla rosnącego w nim warzywa. Zakładając taki scenariusz, nie interesowałam się zbytnio ich stosowaniem. Mogę jednak stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że są dla roślin korzystne.

Jeśli więc w uprawach donicowych z mączki będziemy korzystać z dużym rozsądkiem to czemu nie. Należy jedynie pamiętać by zdecydowanie nie stosować jej do roślin kwasolubnych.

Szybka ściąga:

Mączki bazaltowe, w zależności od rejonu pochodzenia mogą  różnić się składem mineralnym. Jednak wszystkie zawierają w swoim składzie ponad 40 różnych pierwiastków. Najważniejszym związkiem bazaltu jest tlenek krzemu, czyli tzw. krzemionka, w ilości około 50%. Dzięki krzemionce pędy roślin uzyskują większą twardość, co sprawia, że są odporniejsze na choroby grzybowe oraz ataki szkodników. Krzem jak wiadomo służy też człowiekowi. Nie bez powodu dodatek krzemu znajdziemy w preparatach na zdrowe paznokcie czy włosy.  Kolejnym ważnym składnikiem skały bazaltowej jest tlenek glinu (około 20%) oraz tlenek żelaza (5-10%). Ponadto bazalt zawiera wiele cennych makro- i mikroelementów takie jak: magnez, wapń, sód, potas, mangan, tytan, fosfor, siarkę, bor, chrom, miedź, cynk, molibden, kobalt czy jod. Dzięki tym składnikom mączka bazaltowa ma zasadowy odczyn (pH powyżej 7). Bywa że zawiera też metale ciężkie i pierwiastki promieniotwórcze w śladowych ilościach dlatego warto by pochodziła z pewnego źródła, i była przeznaczona do zastosować ogrodniczych.

Co zawiera mączka bazaltowa?

Związek chemiczny: Zawartość %
P2O5 0,4
K2O 1,2
CaO 9,6
MgO 6,8
SiO2 49,5
Al2O3 15
Fe2O3 3,7
FeO 8,7
Na2O 2,9
MnO 0,2
Mn 0,15
Zn 0,0105
Cu 0,0087
B 0,0005
Mo 0,00015
CO 0,0048

Mączka bazaltowa jest rozdrobnioną skałą bazaltu. Minerał ten to inaczej zastygła lawa wulkaniczna (magma). W swoim składzie zawiera jak widzicie powyżej, sporą większość pierwiastków dostępną naturalnie na ziemi. Wpływa dodatnio na odporność roślin na choroby oraz szkodniki takie jak: szara pleśń, zaraza ziemniaczana, mącznik rzekomy, mącznik prawdziwy, stonka, pchełka ziemna, a nawet na ślimaki.

W jakim więc celu dodawać mączkę bazaltową do podłoża?

Jej zadaniem jest ubogacenie podłoża w mikroskładniki i wzmocnienie odporności naszych upraw. Podział pierwiastków niezbędnych do życia roślin na makro- i mikroskładniki ma charakter umowny. Głównym jego kryterium jest zawartość ilościowa danego pierwiastka w roślinie. Na przykład, zawartość azotu w liściach pomidora wynosi 3–4% s.m.,  a żelaza 0,005–0,01%. Bor, mangan, miedź, molibden, cynk i żelazo zaliczane są do mikroelementów, czyli składników pokarmowych, których w żywieniu roślin ilościowe zapotrzebowanie jest niewielkie, ale ma całkiem spore znaczenie. Niedobór jakiegokolwiek z nich jest czynnikiem tak samo ograniczającym plonowanie, jak niedobór makroskładnika. Wprawdzie przy nawożeniu organicznym sporą dawkę mikroelementów roślina może pobrać z obornika, co jednak z uprawami nawożonymi gnojówkami roślinnymi czy herbatkami kompostowymi? Tu dodatek mączki bazaltowej będzie mile widziany.

Czy mączką bazaltową można przenawozić?

Na moją widzę raczej trudno, bo uwalnianie minerałów przebiega w tym wypadku bardzo powoli. Można dzięki temu zadać w podłoże na wiosnę lub na jesieni cały roczny zapas tego nawozu i nie martwić się tym czy rośliny pobiorą go zbyt dużo. Nie pobiorą. Co za tym idzie, w donicach nie trzeba podsypywać nią roślin co jakiś czas. Wystarczy zadać ją w trakcie sadzenia rozsady. Jedyne co mnie hamuje to ta wspomniana juź zasadowość.

Jak i ile mączki używać?

   Mączka bazaltowa stymuluje rozwój mikroorganizmów tlenowych. Dobrze jest dodawać mączkę do stosowania obornika, gnojówki czy gnojowicy, ponieważ ogranicza emisję amoniaku, a co za tym idzie likwiduje uciążliwy zapach, jednocześnie ograniczając straty azotu (nawet do 27%). Pisałam o tym przy okazji przepisów na gnojówki roślinne. Do gnojówki z pokrzywy na 10 litrów roztworu można dodać 2 łyżki stołowe mączki bazaltowej.

Znalazłam takie oto dane na temat dawkowania:

  • dawkowanie ogólne: 10 kg/100 m²

to dotyczy rolniczych zastosowań w gruncie mających na celu wzbogacić glebę.

  • w ogrodnictwie: 12 kg/100 m²

czyli np. przy stosowaniu mączki jako nawozu do warzyw

  • w sadownictwie: 8 kg/100 m²

fajnie, ale rzadko na balkonach sadzi się drzewka owocowe, ja mam jedno 🙂

  • opylanie przeciw szkodnikom i chorobom: 1-2 kg/100 m²

I przy tym zastosowaniu chciałabym na chwilę się pochylić, gdyż jest to bardzo interesująca alternatywa ochrony roślin przed szkodnikami na balkonach.

Sposób działania takiej rozpylonej mączki jest banalnie prosty. Pył podobnie jak preparaty olejowe dusi owady. Taki sposób walki może być wykorzystywany przy zwalczaniu np. mszyc, stonek ziemniaczanych, gąsienic czy mączlików. Ale uwaga, mączka nie odróżnia pożytecznego owada od szkodnika. Dlatego należy mieć na względzie przeloty pszczół, a także populację biedronek, złotooków, gzyli i tym podobnych sprzymierzeńców. Osobiście rozpylam mączkę podobnie jak oleje tylko w sytuacji gdy ilość szkodników jest nie do zwalczenia mechanicznego.

Opylanie roślin mączką bazaltową stwarza również niesprzyjające warunki do rozwoju licznych patogenów grzybowych. Może pomóc w przypadku takich problemów jak np.mączniaki, zaraza ziemniaka czy szara pleśń. Nie łudziłabym się jednak, że zlikwidują już istniejący problem. Tu istotą sprawy jest prewencja.  Zabieg opylania roślin należy wykonywać regularnie i to zanim wystąpią jakiekolwiek objawy, wtedy jest szansa,  że grzyby odpuszczą skolonizowanie nieprzyjaznego środowiska. Tu również należy brać pod uwagę przewagę korzyści nad stratami, dotyczącymi działania mączki na owady.
Najlepszą porą do oprószeń jest wczesny ranek gdy rośliny są wilgotne od porannej rosy. Gdy zapowiadane są opady deszczu lepiej przełożyć opylanie na kolejny dzień. W przypadku roślin pod dachem, dobrze jest najpierw zwilżyć liście spryskiwaczem. A potem…prószymy. Można do tego celu użyć np. sitka do cukru pudru. Należy z grubsza pokryć pyłem liście, równą, cienką warstwą.
Uwaga! Nie wykonujemy tych zabiegów w pełnym słońcu. Nie sypiemy też bez umiaru, gdyż gruba szara warstwa będzie zaburzać proces fotosyntezy, i zrobi więcej złego niż dobrego.

Jeszcze jedno, przy rozpylaniu należy zachować środki ostroźności, gdyż mączka jest drażniąca zarówno dla oczu, jak i dla układu oddechowego. Lepiej jej nie wdychać. Maseczkę teraz każdy w domu ma 🙂 wiecie co trzeba z nią zrobić 😉

 

  • na koniec, mączkę bazaltową można stosować jako dodatek do kompostu lub obornika: 2-4 kg/1 m²

W kilku miejscach w internecie podano też dawkowanie w donicach, które wahało się od 2 do 4 łyżek stołowych na 5l podłoża, co nijak się ma do dawek w gruncie i osobiście jednak uważam, że ze względu na zasadowy charakter mączki bazaltowej, nie pokusiłabym się o takie ilości przy pomidorach czy bakłażanach w małych doniczkach. Dlatego zdecydowałam się na dodatek 11-15 gram na donicę 10l co odpowiada 1 płaskiej łyżce stołowej proszku. Do tej pory nie zauważyłam by wchłanianie składników zawartych w podłożu zostało zaburzone, więc chyba jest ok.

Mączka bazaltowa w donicowej uprawie

Jaki ma wpływ stopień rozdrobnienienia?

Większe rozdrobnienie wpływa na szybsze działanie (lepsza przyswajalność), ale stosowanie mączki w której mogą być większe cząstki również ma swoje zalety – większe cząstki rozkładając się wolniej wystarczają na dłużej. Mieszanka o nieregularnej wielkości jest do celów ogrodniczych w donicach idealna, gdyż część rozłoży się szybko, a część zostanie na później.

 

Na koniec tego krótkiego artykułu wisienka na torcie. Mączka bazaltowa nie przeszkadza w stosowaniu Emów ( efektywnych mikroorganizmów) czy preparatów z pożytecznymi bakteriami. Można swobodnie wykonywać planowo opryski a kilka dni później użyć mączki.

Mączkę bazaltową w małym 3kg opakowaniu, które starczy naprawdę na długo kupicie tutaj

Szpinak z balkonowej skrzynki

Szpinak z balkonowej skrzynki

Widzę, że na mojej grupie fejsbukowej rozgorzała dyskusja na temat szpinaku, a że jest kilka osób debiutujących z tą zieleninką na balkonach, tak szybciutko machnę artykulik.

Na wstępie pragnę donieść, że ściągę o szpinaku można znaleźć na blogu w zakładce portrety roślin. Tam są najistotniejsze podstawowe informacje na temat uprawy szpinaku.

Ale ponieważ co roku sieję szpinak do skrzynek jako przedplon i mam z nim spore doświadczenie, podzielę się moimi spostrzeżeniami dodatkowo tutaj.

Siew

Czy już czas?

Otóż, tak. Można już siać szpinak na balkonach. Szpinak kiełkuje już w temperaturze 2-3 stopni, ale najlepiej mu to idzie w okolicy 5-6 stopni, więc dobrze przygotowane podłoże ( chodzi mi o jego temperaturę) i włóknina na noc załatwią sprawę. Potem wprawdzie potrzebuje temperatury nieco wyższej czyli ok. 12 stopni, ale i takie dni już się pojawiają.Jeśli dzień jest chłodny po prostu zostawcie go pod włókniną.

Jak głęboko siać i w jakiej rozstawie?

Szpinak kiełkuje w ciemności, nie siejemy go więc rzutem na glebę. Głębokość siewu powinna wynosić ok. 1,5 cm tak by dobrze był przykryty ziemią. Jeśli chcecie uzyskać duże rośliny, siejemy punktowo po trzy ziarna w rozstawie 15 cm, i w późniejszym stadium pozostawiamy najmocniejszą roślinę. Jeśli zaś zależy nam na listkach do sałatek wysiewamy w rzędy oddalone od siebie o 30 cm. W skrzynce balkonowej obsada może być nieco gęstsza. Ja sieję w skrzynkę o szerokości 25 cm dwa rzędy w miarę równo oddalone od siebie i brzegów skrzynki.szpinak na balkonie

Jakie jest najlepsze miejsce i podłoże dla szpinaku?

“Szpinak jest primadonną” jak napisała Carol Klain w swojej książce. “Odmawia wyjścia na scenę w nieodpowiednich warunkach.” Co to oznacza? Otóż musi mieć dużo wilgoci i substancji odżywczych. Uprawa szpinaku w niezasilanym torfowym podłożu jest skazana na mizerne powodzenie. Najlepsza będzie ziemia kompostowa. Dobrze zrobi mu zasilanie herbatką kompostową, biohumusem a najlepiej granulowany obornik.

Kolejna kwestia, szpinak nie lubi ciepłej gleby. Jeśli więc wystawicie skrzynkę za barierkę w południowym słońcu to na bank, temperatura podłoża będzie dla szpinaku nieznośna. Dlatego lepiej jest powiesić skrzynkę do wewnątrz, tak by ziemia była w cieniu a listki w świetle.

Dalej, nie ma co sobie żałować, szpinakowe listki są świetnym przedplonem więc najlepiej siać je w każdą dziurę jeśli macie większe zbiorcze skrzynki, ale i w doniczki spokojnie można siać ile fabryka da. Odzyskacie je zanim trzeba będzie ich użyć do innych nasadzeń, a ponieważ szpinak po obróbce termicznej mocno się kurczy jeśli macie w zamiarze posiać go do późniejszego wykorzystania a nie na sałatki, jedna skrzynka nic nie wniesie.

nowalijki na balkonie szpinak w doniczce

W porze zbioru

Szpinak gdy tylko zrobi się nieco dłuższy dzień i temperatura zrobi się nieco wyższa, zaczyna wybijać w pędy kwiatowe. Jest warzywem dnia długiego ( kwitnie, gdy okres światła (długość dnia) przekroczy wartość krytyczną, dla niego specyficzną ) i powstrzymanie go przed tym jest bardzo trudne. Jednym ze sposobów jest regularne podlewanie, bo susza przyspiesza ten proces. Przez tą szczególną właściwość nie należy zwlekać ze zbiorami szpinaku, gdyż wykwitnięte rośliny są już niekulinarne. Gdy tylko rozeta osiągnie więc odpowiednią wielkość liści uprawę kończymy. Koniecznie przed kwitnieniem.

Szkodniki i choroby

Fajne w szpinaku jest to, że w zasadzie nie ma wrogów. Owszem czasem zdarza się mączniak rzekomy, ale większość odmian amatorskich jest na niego odporna.

Amatorami szpinaku są ptaszory różnej maści, jeśli więc zaglądają do Was tacy delikwenci trzeba młode rośliny zabezpieczyć. Lubią też szpinak nagie ślimaki, ale te rzadko pojawiają się na balkonach.

Odmiany

Od lat sieję Matadora i jestem z niego zadowolona. Próbowałam różnych np. Parysa F1, Zimowego Olbrzyma ( ten jest lepszy do siania jesiennego w grunt) Grety, Baby Leaf  i szczerze mówiąc nie widzę wielkich różnic w uprawie i smaku. Jest mnogość odmian mieszańcowych do upraw towarowych o dużej odporności na mączniaki, ale można je kupić jedynie w ilościach hurtowych. Może kiedyś pokuszę się o wysianie Remrandta lub Remboura jeśli znajdę kilka osób chętnych do zbiorowego zakupu 5 tysięcy nasion 😉

Przechowywanie

Nigdy nie zostawiajcie szpinaku po zbiorze. Zbieramy i natychmiast go w plastikową folię ze strunowym zamknięciem i do lodówki jeśli nie zamierzamy go przyrządzić od razu. Mrozić można zarówno szpinak surowy jak i blanszowany. Jak kto woli.

 

To chyba tyle. Powodzenia w uprawie.

 

Rzodkiewki

kwiecień-rzodkiewka

Gdy byłam małą dziewczynką, rzodkiewki można było kupić dopiero gdy zaczynał się sezon na nowalijki. Teraz są w marketach okrągły rok. I mimo tego, że są całkiem przyzwoite smakowo, najbardziej pasują mi te z własnej skrzynki balkonowej. Takie chrupiące, lekko powykręcane, często z przydużymi liśćmi 😉

Mamy połowę lutego i to dość ciepłego lutego, a rzodkiewki można siać już gdy gleba ma ok. 8 stopni. Delikwentka znosi też przymrozki do minus 3 stopni. Znakiem tego….można już siać, szczególnie, że najładniejsze, największe zgrubienia tworzy w temperaturze od 10-12 stopni Celcjusza. Jeśli więc spóźnimy się z siewem zbierzemy liście a nie pyszne bulwki, a te które się jakoś ukształtują, będą gąbczaste i bardzo ostre w smaku.

Siew

Kluczowa w kwestii siewu jest temperatura gleby. W zbyt zimnej ziemi rzodkiewki będą ociągały się ze wschodami. Moim sposobem na to jest przygotowanie gleby w odpowiedniej temperaturze i utrzymywanie skrzynki z zasiewem w niej, aż do wschodów. Dobrym miejscem jest  nieogrzewane pomieszczenie, ale jeśli nie dysponuje się takim, można siew przykryć zimową włókniną, lub posiać rzodkiewkę w plastikową szklarenkę.

rzodkiewka na mikrolistki
Tak gęsty siew w skrzynce można zastosować tylko w sytuacji gdy chcemy dochować się listków do sałatki

 

Siejemy niezbyt gęsto, gdyż zbytnie zagęszczenie zmusi nas w późniejszym terminie do wykonania przerywki. Mniej wprawne osoby mogą skorzystać z nasion na taśmie, lub samodzielnie taką taśmę z nasionami wykonać. Wystarczy celulozowy ręcznik, lub chusteczka do nosa i pęseta. Ja osobiście aż tak się na tym nie skupiam. Staram się siać w miarę punktowo w rozstawie ok. 2,5 cm, ale jeśli zdarzy mi się hojniej sypnąć nie desperuję 🙂 Przerywka nie czyni wielkiego zła sąsiednim roślinom, a wyrwane siewki można zjeść w całości w sałatce. Nie dajcie się jednak skusić pozostawieniu zbyt gęstej obsady, gdyż bulwki będą nierówno wzrastać i ulegać zniekształceniom.

Nasiona powinny znaleźć się na głębokości 0,5-1cm w ziemi i należy tego pilnować, gdyż posiane zbyt głęboko ulegną deformacji.

Podlewanie

Pod żadnym pozorem nie wolno zaniedbać równomiernego podlewania. Jeśli podłoże przesuszy się pod naszą nieuwagę, a potem obficie je podlejemy rzodkiewki popękają. Jeśli użyjemy zbyt zimnej wody, wyhamują ze wzrostem.

Zasada jest taka, że podlewamy równomiernie, nie dopuszczając do przesuszania podłoża, wodą o temperaturze zbliżonej do temperatury podłoża.

Gleba i nawożenie

Rzodkiewka lubi ziemię wapienną, lekką i zasobną w próchnicę. Nie cierpi natomiast świeżego nawozu organicznego, więc nie siejemy jej do podłoża nawożonego obornikiem. Można ewentualnie zasilić glebę tym granulowanym, ale wśród suszonych wersji tego dobrodziejstwa należy wybrać ten o mniejszej zawartości azotu. Bardzo ładnie rzodkiewka reaguje na podlewanie biohumusem, a także na dodatek herbatki kompostowej, czy rozcieńczoną gnojówkę roślinną z żywokostu ( choć o ten akurat trudno tak wczesną wiosną) Najodpowiedniejsze będzie dla niej podłoże o pH 6,5 nawet do 7,0 . Jeśli siejecie rzodkiewki w substrat torfowy lub kokosowy to dobrze samodzielnie zadbać o tą kwestię. Można przy podłożu o kwaśniejszym odczynie podlewać rzodkiewki z premedytacją kranówką, oczywiście pod warunkiem, że macie tak jak ja wodę wodociągową twardą niczym kamień. Zawartość wapnia  w wodzie podniesie zasadowość podłoża na  poziom nieznacznie wyższy, ale akuratny dla tych nowalijek.

Koniecznie w pełnym słońcu

Skrzynka z rzodkiewkami postawiona w cieniu do słaby pomysł. Siewki wydłużą się, potem porosną w piękny liść, ale bulwek do chrupania raczej się nie dochowamy.

Rzodkiewka w skrzynce
Zbyt zacienione miejsce dla rzodkiewki spowoduje wyciąganie się siewek do światła

Poza tym to ekspozycja na słońce jest odpowiedzialna za charakterystyczny dla rzodkiewek smak. Dlatego warto postawić skrzynkę w słonecznym ale osłoniętym od wiatru miejscu.

Zbiory

Ze  zbiorami nie należy czekać. Gdy tylko bulwki osiągają ok. 2-2,5cm grubości ( to zależy od odmiany) trzeba je zbierać. Przetrzymane w glebie stracą kruchość i soczystość. Wyciągamy więc z ziemi kolejne delikwentki gdy tylko osiągną odpowiedni dla odmiany rozmiar bulw.

rzodkiewki w skrzyniach
Poszczególne egzemplarze mogą się różnić wielkością, nie należy jednak zbyt długo pozostawiać ich w ziemi

Problemy w uprawie

Są i problemy, które można napotkać w uprawie rzodkiewek w skrzyniach balkonowych i doniczkach. Te najczęstsze to:

 

  • śmietka kapuściana

Niestety potrafi się do nich dostać śmietka kapuściana, która drąży korytarze w nowo powstałych bulwkach, powodując ich gnicie. Rośliny więdną, żółkną i zamierają. Owad dorosły śmietki kapuścianej to muchówka – wygląda jak połowa muchy domowej. Jest długości od 5 do 6 mm i ma czerwoną plamkę na srebrzysto-białym czole. Samiec jest czarnoszary, samica brązowoszara. Problem inwazji tego szkodnika dotyczy jednak siania rzodkiewek w niewymieniane podłoże, gdyż to w nim zimuje poczwarka śmietki. Jeśli więc siejemy rzodkiewki do świeżego podłoża, wymienianego co roku, ten szkodnik raczej nam nie zagraża.

  • wybijanie w pędy kwiatowe 

Wybijanie w pędy kwiatowe pojawia się u rzodkiewek w zasadzie w raz z wydłużeniem dnia. Nie można temu zupełnie zapobiec, a jedynie opóźnić moment. Jedynym sposobem jest ograniczenie światła roślinom od godziny 18 do 6 rano. Przykrycie czarną włókniną w zupełności wystarczy.

  • Pchełki ziemne

Zaraza wszeteczna. Niestety potrafią dostać się na taras, choć to raczej plaga gruntowa. Tu znajdziecie kilka słów na temat zwalczania tego szkodnika: Profilaktyka antypchełkowa

  • Brak zgubień

W zasadzie było o tym już powyżej. Zbyt późny siew, zbyt wysoka temperatura i za mało światła powodują produkcję liści, wmiast chrupiących zgrubień. Drugą przyczyną takiego stanu może być przenawożenie azotem. Rzodkiewki nie wymagają intensywnego nawożenia azotem i fosforem, natomiast mają duże zapotrzebowanie na potas. Jeśli zaburzymy proporcje podawanych składników na korzyść azotu zbierzemy liście zamiast bulw.

  • Mączniak rzekomy

Powodują go organizmy grzybopodobne Hyaloperonospora parasitica i Hyaloperonospora brassicae. Po pierwsze warto wybierać odmiany odporne, czyli czytać opisy na torebkach zanim je włożymy do koszyka. Pod drugie należy unikać zwilżania liści podczas podlewania, gdyż zwilżone liście są warunkiem infekcji. Atakuje liście. Na wierzchniej stronie blaszki liściowej pojawiają się okrągłe lub nieregularne plamy, lekko przeźroczyste, brązowe lub lekko czerwone. Na spodzie liścia, w miejscu plam pojawia się zaś białawy, mączysty nalot. Liście z czasem żółkną i opadają, a choroba przenosi się na inne części rośliny. Niestety zwalczanie tego problemu ekologicznymi sposobami jest mocno utrudnione.

Podłoże kokosowe

Podłoże kokosowe

Poruszyłam ostatnio na Facebooku kwestię podłoża kokosowego do siewu i pojawiły się pytania, na które mam nadzieję odpowiedziałam wyczerpująco, ale…właśnie. Nie pisałam o podłożu kokosowym na blogu. Czas to zmienić.

Podłoże kokosowe

…to nic innego jak zmielone włókno z orzechów kokosowych. Odziera się orzech z brązowych włókien, płucze je w wodzie morskiej i mieli. Taki granulat jest pozbawiony wszelkiej treści ( poza tym co mu się dostanie z morskiej solanki, a co powinno zostać usunięte w procesie produkcji podłoża ). Nie ma w nim mikroorganizmów. Ani tych dobrych, ani złych. I ma to niebagatelne znaczenie, gdyż nie należy go traktować tak samo jak ziemi uprawowej, która jest bogata we wszystko począwszy od minerałów, a skończywszy na różnych patogenach.

Uprawa w takim podłożu wymaga pewnej wiedzy i zwiększonej uwagi, dlatego może nie koniecznie należy od niej zaczynać przygodę z uprawą rozsad.

Korzyści są takie, że naszym roślinom nie grożą żadne choroby doglebowe. Nie zalęgną nam się też w nim ziemiórki, czy inni niepożądani goście. Można takiego podłoża używać wielokrotnie, no i jest w pełni ekologiczne.

Kokos jest więc w zasadzie podłożem prawie jałowym, ale nie do końca inertnym. Inertność bowiem zakłada absolutną obojętność biologiczną i chemiczną, a podłoże kokosowe swoje jednak za uszami ma 😉

Właściwości podłoża kokosowego

  • chłonność

Suche podłoże kokosowe 5 krotnie zwiększa swoją objętość po zalaniu wodą. Dość dobrze ją też utrzymuje gdy jest w większym skupieniu, gorzej gdy jest jej niewiele w małych komorach wielodoniczek. Przy produkcji rozsad w mniejszych pojemnikach należy stale kontrolować wilgotność podłoża by nie doprowadzić do przesuszenia, a co za tym idzie do zasolenia podłoża, które mogłoby narazić rozsady na poważne problemy.

  • jałowość

Fajne jest to, że nie ma potrzeby sterylizowania takiego podłoża. Jest wolne od patogenów, które potrzebują środowiska dużo bardziej zróżnicowanego biologicznie. Jedyny wyjątek stanowią grzyby Trichoderma, które wykazują silne właściwości antagonistyczne w stosunku do wielu patogenów 🙂 Oczywiście ich obecność należy samodzielnie w podłoże zadać. Jałowe środowisko kokosa nie przeszkadza tym grzybom w rozwijaniu się gdyż odżywiają się substancjami produkowanymi przez korzenie.

  • obojętne pH

Ma obojętny odczyn, którym poprzez skład wodnej pożywki można łatwo manipulować. Jest słabym buforem pH, więc by podłoże było pod tym względem stabilne trzeba je często kontrolować, ale jeśli stosuje się stałą pod tym względem pożywkę, precyzja uzyskiwanego pH może działać na korzyść uprawy.

  • biodegradowalność

Jest w 100% biodegradowalne. Można je co za tym idzie kompostować, ale…uwaga…z powodzeniem można używać go kilka razy. Wystarczy przepłukać je i wysuszyć, by użyć w kolejnym sezonie. Można też po sezonie uprawy rozsad dodać do podłoża w donicach w celu rozluźnienia jego struktury.

  • przepuszczalność

Nie zbryla się, ma więc doskonałe właściwości przepuszczające, a to oznacza odpowiednią ilość tlenu dla korzeni. Bryła korzeniowa bardzo ładnie rozrasta się w nim, co więcej, dzięki luźnej strukturze przesadzanie z podłoża kokosowego jest niebywale łatwe i rzadko zdarza się przy nim uszkodzenie korzeni.

 

Wydaje się mieć  cechy idealne, albo prawie idealne, prawda? To prawie, powoduje jednak, że nie do każdej uprawy i nie dla każdego ogrodnika będzie dobrym rozwiązaniem.

Uprawa rozsad w podłożu kokosowym

Ponieważ, włókno kokosowe nie zawiera żadnych składników pokarmowych, roślina w nim rosnąca musi być nawożona w zasadzie cały czas. Może to stanowić pewną trudność, gdyż nawóz mineralny należy w tej sytuacji dodawać podczas każdego podlewania, aby utrzymać stałą zawartość substancji pokarmowych. I tu zaczynają się schody. Nasycenie podłoża substancjami mineralnymi jest zależne od procentowego roztworu tych substancji w wodzie, ale trzeba pamiętać, że podawanie codziennie jakiejś określonej dawki odżywki nie zapewnia tej stałości.  Nie bez znaczenia jest też skład wody, której do tego celu użyjemy.

Pewnie spora część osób wie co to EC, jednak dla tych, którzy stykają się z tym zagadnieniem po raz pierwszy spieszę wyjaśnić, iż jest to skrót od electric conductivity i w przypadku uprawy roślin służy do określenia wartości składników mineralnych w roztworze. Mierzy ich przewodzenie elektryczne. Jeśli więc będziemy monitorować wartości EC  w naszym roztworze, będziemy mieli pewność, że nasze rośliny otrzymują nawóz o odpowiednim stężeniu. Oczywiście do tego celu służą odpowiednie mierniki i to wcale nie tanie. w przypadku więc parapetowej uprawy rozsad, skórka warta wyprawki. Trzeba też przy tym pamiętać, że testery EC pokazują sumaryczną ilość składników odżywczych, a nie ich poszczególne proporcje w roztworze. Mamy więc dzięki EC zmierzone zasolenie, ale nadal nie wiemy czy proporcje tego zasolenia są właściwe dla danej rośliny w danej fazie jej rozwoju.

Do zmierzenia zawartości poszczególnych składników w pożywce potrzebujemy innych testów, ale umówmy się, zabawa w małego chemika choć może i jest przyjemna dla niektórych, niestety pochłania sporo czasu i finansów.

Co więc pozostaje. W miarę bezpieczne jest używanie podłoża kokosowego do samego siewu. Minimalne stężenie składników pokarmowych sprawdza się w pierwszej fazie wzrostu rośliny. W tym przypadku pikowanie powinno już odbyć się do tradycyjnego podłoża.

Są też dostępne na rynku podłoża kokosowe ze startową dawką nawozów, odpowiednio dobranych, dzięki której nasze rozsady będą mogły dłużej korzystać z jego dobrodziejstw.

I tak podłoże produkowane przez holenderską firmę Van der Knaap którego ja aktualnie używam zawiera:

potas w postaci( K2O)  – 700mg/l

azot(N) – 130mg/l

fosfor w postaci( P2O5) – 100mg/l

magnez (Mg) – 75mg/l

Zawiera też chlorek wapnia, którego zadaniem w tym przypadku jest doprowadzenie podłoża do odpowiedniego dla roślin pH w granicach 5,1. To dość przemyślana wartość gdyż większość wód wodociągowych ma sporą twardość, co po nawodnieniu podłoża spowoduje podniesienie zasadowości podłoża.

Wszystkie elementy nawozu uwalniają się do podłoża przez ok. 6 miesięcy jak zapewnia producent, co oznacza, że rozsadom nie grozi przenawożenie.

Dzięki temu składowi otrzymujemy podłoże, w którym ilość składników odżywczych wystarczy spokojnie do momentu przesadzenia rozsady.

Podobnie rzecz się ma w przypadku krążków kokosowych firmy Romberg&sSohn sprzedawanych w miniszklarenkach. One również posiadają startową dawkę nawozu o podobnym składzie. Krążki trzymają kształt dzięki okalającej je włókninie, doskonale sprawdzą się do siewu punktowego papryk, lub miechunek.

Osobiście bardzo polubiłam podłoże kokosowe. Dzięki niemu pikowanie i przesadzanie rozsad jest dla mnie dużo przyjemniejsze. Cenię je sobie za czystość i sterylność. Cieszy mnie też jego biodegradowalność i ekonomiczność. Szkoda jedynie, że wersje do upraw amatorskich są jeszcze tak mało dostępne na polskim rynku, a sprowadzanie je z europejskich sklepów kompletnie nieopłacalne. Niemniej, jeśli spotkacie takie podłoże w jakimś markecie, lub sieciówce ( ja zapas swojego zakupiłam 2 lata temu w KiKu) z czystym sumieniem polecam Wam do wypróbowania.

Mikoryzy Symbiom i inne produkty firmy – test

Mikoryzy Symbiom i inne produkty firmy – test

Mikoryzy Symbiom i inne produkty ekologiczne…

stały się przedmiotem pewnego testu w minionym sezonie.

Mikoryza Symbiom- test

Ten artykuł miał powstać latem, ale niedoczas nie pozwolił mi pochylić się nad tematem. Nadchodzi kolejny sezon i chciałabym wywiązać się z danego firmie Symbiom słowa. Tym bardziej, że nie mam powodu by tego nie robić.

Mikoryzy, które dostarczył mi przedstawiciel firmy rozdałam ochotnikom do testowania, niestety, nie otrzymałam wyników testów od większości z nich.  Szkoda.

Tak czy inaczej test  odbył się.

Testowałyśmy w warunkach kontrolowanych mikoryzę do pomidorów i papryk.

Dodatkowo zanotowałam wnioski zastosowania mikoryz do winogron, ziół, i do kwiatów.

Mikoryzy zostały zadane rozsadom w dwójnasób. Część roślin dostała je w trakcie przesadzania do większych pojemników, jeszcze w czasie wzrostu rozsady. Część natomiast w momencie wysadzania dorosłej rozsady na miejsce docelowe.

Symbivit do pomidorów i papryk

W przypadku papryk  ( zwykłe chili wydłubane z marketowego owocka ) różnica była wyraźna. Bryła korzeniowa była większa, miała też więcej włośników, a część naziemna była bardziej zielona. W wielkości części naziemnej nie było różnicy.

W przypadku pomidorów do testu stanęły Dwarfy Pink Passion. Ich wzrost i wygląd był w trakcie rośnięcia rozsady więcej niż zadowalający. Obie rośliny rozwijały się bez problemów przy czym ta z mikoryzą miała zarówno dorodniejsze korzenie jak i część zieloną. Sadzonka z mikoryzą szybciej zakwitła i zaowocowała, i choć na plony z drugiej też nie mogę narzekać, to mikoryzowana zdecydowanie lepiej znosiła wszystkie stresy.

 

Dwarf Pink Passion
sadzonka bez mikoryzy Symbiom
Dwarf Pink Passion
sadzonka z zastosowaniem mikoryzy Symbiom
Wyniki testów Werki

Pomidorem do testów mikoryzy marki Symbiom był Iditarod Red Dwarf,  na którym perfekcyjnie zadziałała. Jej efekty widać gołym okiem na pierwszym zdjęciu. Sadzonki pomidora pikowane były  z multiplalety do pojemnika o pojemności 200ml w dniu 7.4.2019r. Wysadzone do donic  o pojemności 10 l na stałe w dniu 20.5.2019r. Na zdjęciu nr 1 z lewej strony mamy sadzonkę pomidora bez mikoryzy, a z prawej zastosowaną mikoryzę Symbivit  do pomidorów i papryk. Ta mikoryzowana  jest bardziej krępa , z zawiązanym już jednym kwiatem.  W dalszej części rozwoju pomidorów wzrost miko ryzowanej okazał się szybszy. Krzak zawiązywał więcej kwiatów i szybciej plonował.

Sadzonki z testu mikoryzy Symbiom Sadzonki z testu mikoryzy Symbiom

Sadzonki z testu mikoryzy SYmbiom
oba Dwarfy tuż przed wysadzeniem do donic
Iditarod Red Dwarf test mikoryzy Symbiom
sadzonka bez mikoryzy
Iditarod Red Dwarf test mikoryzy Symbiom
sadzonka z mikoryzą

Pięknie reagowały na mikoryzę bakłażany ( mikoryza do pomidorów i papryk) Korzenie bajkowe, lisciory jak ta lala. One w zasadzie nie brały udziału w teście, bo nie miałam dla nich grupy kontrolnej. Mikoryzę podałam po prostu wszystkim, ale tak dorodnych sadzonek nie małam w poprzednich latach.

 

bakłażan w donicy
Bakłażan Red Turkish, mikoryzowany przy pikowaniu do kubków 500ml
Papryki, mikoryzowane z dodatkiem produktu utrzymującego wilgotność gleby PLANTASORB®
Te same papryki późnym latem

Symbivit do ziół i kwiatów

Mikoryzy do ziół i kwiatów doskonale sprawiły się w skrzyniach i donicach. Wykorzystałam je w momencie wysadzenia rozsad do skrzyń. Wszystkie zioła i sadzonki kwiatów, pięknie się przyjęły i rosły jak na drożdżach, ups…grzybach 🙂 Szczególnie zioła takie jak szałwia, mięta, czy lawenda pięknie rozrastały się po zabiegu. Wyraźnie też lepiej zimują.

CONAVIT® i PLANTASORB®

Dwa inne produkty:  naturalny nawóz CONAVIT® i  produkt utrzymujący wilgotność gleby PLANTASORB® zostały użyte przeze mnie do wszystkich jednorocznych nasadzeń. Producent proponuje by łączyć je z działaniem mikoryz i tak też uczyniłam. Wszystkie sadzonki w trakcie przesadzania do donic otrzymały dawkę hydrożelu PLANTASORB® i uważam, że jego działanie znacząco przyczyniło się do kondycji roślin w trakcie całego sezonu. Lato było suche, gospodarowanie wodą bardzo oszczędne, a mimo to udało się osiągnąć obfite plony, a rośliny pozostały w doskonałym zdrowiu przez cały sezon.

Łyżka dziegciu w miodzie? Jest, choć raczej łyżeczka, o może nawet mniej. Naturalny nawóz CONAVIT® okazał się nie odpowiedni do całorocznego nawożenia takich warzyw jak pomidory czy bakłażany. Nawóz jest korzystny dla sadzonek i roślin w fazie wzrostu, ale niestety nie daje tyle pokarmu ile trzeba roślinom owocującym.

SKŁAD: keratyna, klinoptilolit (zeolit) – uwodniony glinokrzemian sodu, potasu i wapnia, fosforany, apatyt, patentkali (siarczan potasu), wyciągi z wodorostów, chityna, humus, bentonit. N 4%, P 5%, K 3%, Mg 2%, S 2%, Ca 4%, mikroelementy (Mn, Zn, B, Cu).

Jedyny pomidor, którego nawoziłam wyłącznie tym nawozem wykazywał niedobory potasu i magnezu. CONAVIT® można więc zastosować jako nawóz w przypadku pomidorów, papryk i bakłażanów do zasilania sadzonek, ale jedynie jako uzupełniający, w trakcie zawiązywania owoców i nabierania przez nie masy.

Wnioski ogólne:

Produkty Symbiom, zarówno Symbivit, jak i PLANTASORB® są produktami godnymi uwagi w uprawach donicowych. Wszystkie testowane mikoryzy Symbiom wyraźnie korzystnie wpływały na rozwój roślin. Natomiast nawóz CONAVIT® doskonale sprawdzi się przy uprawie roślin mniej potasożernych. Na szczególną uwagę zasługuje też fakt, że są to produkty w pełni ekologiczne. Oczywiście czy warto w nie inwestować musicie ocenić sami.

 

Azotany, z czym to się je.

Azotany, z czym to się je.

szpinakSezon warzywniczy rozpoczyna się pełną parą. Myślę, że nie tylko ja posiałam już przedplony. To dobry moment by napisać kilka zdań o azotanach i azotynach.

Boimy się przez nie “sztucznych nawozów” i nowalijek uprawianych pod folią na przednówku. Czy słusznie?

Azotany są naturalnym składnikiem roślin. W tej formie są mało toksyczne dla ludzi i zwierząt, ale ponieważ w wyniku redukcji powstają z nich azotyny, rośliny o wysokiej zawartości azotanów, są potencjalnie niebezpieczne. Jak bardzo i które?

Azotyny powstają w wyniku przemiany chemicznej zarówno w samej roślinie w trakcie przechowywania, jak i w naszych organizmach już po spożyciu azotanów. Na dokładkę azotany są dość popularnymi konserwantami stosowanymi w wielu produktach spożywczych.

I tak ze względu na wzrost żywości przetworzonej w naszym menu, konserwowanej azotanami, oraz przez złe przechowywanie żywności organicznej, ilość azotynów obecnych w naszych organizmach stale wzrasta.

Mogą powodować szereg problemów zdrowotnych, od dyskomfortu typu bóle głowy i jelitowe rewolucje, po poważne jednostki chorobowe:

  • Przenikają do krwiobiegu i reagując z hemoglobiną, wywołują methemoglobinemię, czyli utratę zdolności wiązania i transportowania tlenu.
  • Produkują nitrozoaminy, które mają działanie potencjalnie mutogenne i rakotwórcze. 
  • Mogą wpływać na destrukcję witamin z grupy A i B oraz karotenoidów, co w znacznym stopniu obniża wartość odżywczą spożywanych warzyw, zawierających duże ilości azotanów. To ogólnie niepokojące, a dla wegetarian i wegan, u których w diecie witamin z grupy B zazwyczaj nieco brak, to bardzo zła wiadomość.
  • Zaburzają wchłanianie białka, tłuszczu i węglowodanów
  • Zaburzają pracę tarczycy
  • Są podejrzewane o o zwiększanie ryzyka nadciśnienia, insulinooporności, choroby Alzheimera i stłuszczenia wątroby.

No ogólnie raczej nic fajnego. Nie żebym chciała kogoś straszyć, ale…

Logicznym jest, że należy ograniczać spożywanie azotanów. Niewielka ilość – uważa się, że bezpieczna norma dla człowieka dorosłego o wadze 70 kg wynosi 350 mg azotanów i 14 mg – nie jest groźna, dodaj jednak dwa do dwóch i wyjdzie ci cztery. Trzeba też pamiętać, że dla dzieci normy te są dużo niższe. “Blue baby”, czyli sinica to choroba wynikająca z zatrucia azotanami, która wzięła nazwę  stąd, że dzieci siniały w wyniku methemoglobinemii. Winnymi zazwyczaj nie były warzywa, a woda pitna. Jak się okazało, w tym przypadku, który zarejestrowano w postaci ok. 2 tysięcy przypadków w latach 80, xx wieku, przyczyną problemu był wzrost używania nawozów azotowych, dostających się do wód gruntowych i cieków wodnych. Nie zmienia to jednak faktu, że azotany dla dzieci są szczególnie groźne, zwłaszcza dla niemowląt.

W zależności od diety 50-80% wszystkich azotanów dostarczanych z żywnością do naszych organizmów wprowadzamy przy spożywaniu warzyw. Pozostałe 50-20% to przetwory mięsne, serowe inna żywność przetworzona i woda pitna.

Dlatego niezmiernie ważne jest jak były uprawiane i przechowywane warzywa, które jemy. I o ile w przypadku warzyw kupowanych, nie mamy na większość elementów wpływu, to już na te uprawiane we własnych donicach czy pojemnikach, mamy. 

Poziom azotanów w warzywach jest zależny od kilku czynników, w tym od gatunku, odmiany, warunków środowiska w którym są uprawiane ( woda, gleba, warunki atmosferyczne ), stosowanego nawożenia organicznego lub mineralnego, terminu zbioru, a nawet pory dnia zbioru.

 Udział różnych czynników w akumulacji NO3  

czynniki genetyczne – 10%, okres uprawy – 15%, warunki glebowe – 20%, nawożenie – 35%, warunki klimatyczne – 20%.  

Jakie warzywa kumulują w sobie najwięcej azotanów:

  • Rzodkiewka              Rzodkiewka
  • Szpinak                      Szpinak
  • Sałata                         sałata na balkonie
  • Burak ćwikłowy       Burak liściowy
  • Kapusta                     Kapusta wiosenna
  • Brokuły                      Brokuły

 

Mniejsze zawartości azotanów występują w:

  • Fasoli szparagowej
  • Marchwi
  • Cebuli
  • Porze
  • Pietruszce
  • Selerze
  • Kalafiorze
  • Kalarepach
  • Ziemniakach

A najmniejsze w:

  • Pomidorach 
  • Papryce
  • Bakłażanach
  • Kukurydzy cukrowej
  • Grochu
  • Dyni
  • Ogórkach

Te różnice wynikają w dużej mierze z rodzaju części rośliny, którą zjadamy, oraz długości okresu wegetacji.

Ze względu na część jadalną:

Liście i łodygi mają największą kumulację azotanów, organy magazynujące czyli korzenie, bulwy, zgrubienia mają mniejszą zawartość od liści i łodyg, a z kolei owoce i nasiona mają mniejszą od bulw i zgrubień.

Ze względu na okres wegetacji:

Warzywa o krótkim okresie wegetacji takie jak szpinak, rzodkiewka, sałata, mają azotanów więcej niż te o wydłużonym takie jak pomidory, papryka czy bataty.

Dodatkowym czynnikiem jest termin uprawy. Warzywa krótkiego dnia czyli uprawiane wczesną wiosną i jesienią, mają azotanów więcej niż te uprawiane w pełnym słońcu.

I tu kolejna zależność, warzywa uprawiane w zimie pod osłonami w sztucznym świetle będą miały więcej azotanów niż te uprawiane w gruncie w pełni lata. I tu kłania się temat z pierwszych zdań moich rozważań – zimowe foliowe warzywka na bank mają więcej azotanów, nawet jeśli były uprawiane w hiper szklarniach przy czeskiej granicy, nie dającym biednym Czechom spać po nocach.

A kolor?

kapusta czerwona

 

Ma znaczenie. Może nie aż tak wielkie, ale ma. Dlatego warzywa kolorowe, fioletowe, pomarańczowe i czerwone mają  zazwyczaj mniej azotanów niż odmiany tych samych warzyw w kolorze zielonym. Nie są to jednak kluczowe różnice.

Uwaga na nawożenie

 

Głównym czynnikiem wpływających na zawartość azotanów w warzywach jest nawożenie azotowe i tu ma znaczenie zarówno forma nawozu, jak i jego ilość i termin podawania.

Starannie dobierajcie nawożenie. Dobrze poznajcie potrzeby nawozowe poszczególnych warzyw, które będziecie uprawiać i używajcie nawozów świadomie. Ja wiem, że to wymaga przyswojenia dość sporej ilości wiedzy, ale uwierzcie mi – warto.

Jeżeli swoje warzywka szczególnie liściowe nawozicie mineralnie, czyli nawozami sztucznymi, trzeba uważnie dawkować azot jednocześnie starając się by miał on formę amonową ( saletra amonowa) a nie saletrzaną ( forma azotanowa). Nie podawajcie też w zasadzie żadnych form azotu swoim roślinom tuż przed zbiorem ( kończymy nawożenie 2 tygodnie przed ).

I tu niespodzianka, używanie nawozów organicznych wcale nie oznacza, że pozbywamy się problemu. Owszem problem może występuje rzadziej, gdyż nawóz organiczny jest w formie wolniej przyswajalnej przez rośliny ( forma amonowa, stopień rozłożenia obornika, lub kompostu, rodzaj obornika itd.), ale przeazotować warzywa można zarówno obornikiem, jak i kompostem czy gnojówką z pokrzyw, jeśli użyjemy ich w zbyt dużej dawce, na dokładkę krótko przed zbiorami i to u warzyw, które pobierają azot bez opamiętania gdy tylko dostaną go pod korzeń. Mimo, że większość nawozów organicznych uwalnia się powoli ( podobnie jak część sztucznych, specjalnie do tego przygotowanych) sałatę czy szpinak stosując np. obornik kurzy, można napakować azotem ile fabryka da. Jeśli na dokładkę brak im światła, azotany nie będą przekształcane w białka, tylko gromadzone w tkankach roślinnych.

Bardzo ważnym czynnikiem, od którego w znacznym stopniu zależy akumulacja azotanów w roślinach, jest odczyn gleby. Ze względu na to, że pobieranie jonów NO3 rośnie wraz ze spadkiem wartości pH gleby, niski odczyn podłoża sprzyja gromadzeniu się azotanów w roślinach, za optymalne przyjmuje się pH gleby w granicach 6,5-7,5.

 A jak to jest w doniczkach?

balkonowy warzywnik

 

  • Po pierwsze jako, że do pojemników zazwyczaj używamy podłoży lekkich, gotowych, o pewnym zbilansowanym składzie mineralnym, trzeba mieć kalkulator pod ręką. Może bowiem być tak, że nasze podłoże dla rzodkiewek, szpinaku i sałat ma już wystarczające zasoby tego składnika i wcale nie trzeba dostarczać go dodatkowo, a może trzeba ale w bardzo ograniczonej ilości (po to ten kalkulator). O pH gleby teoretycznie nie musimy się martwić bo przy gotowym podłożu powinien i to dbać producent. Jeśli jednak mielibyście wątpliwości, test paskowy powinien je rozwiać ( teraz już można kupić takie testy nawet w marketach budowlanych).
  • Po drugie w przypadku, gdy nawożenie dodatkowe jest niezbędne i stosujemy nawóz wieloskładnikowy, trzeba po prostu uważnie czytać instrukcje na opakowaniach nawozów i nie podawać ich na oko, typu sypnę garść i będzie dobrze. Kalkulator w dłoń i obliczmy ile należy podać tego konkretnego nawozu temu konkretnemu warzywku na ilość podłoża, które ma w donicy. Dotyczy to zarówno nawozów mineralnych, jak i bardzo modnych ostatnio granulowanych nawozów organicznych. Jednocześnie nie proponowałabym nikomu o małym doświadczeniu używania nawozów jednoskładnikowych.
  • Po trzecie, jeśli przez pomyłkę uda Wam się podać azotu zbyt dużo, jest szansa by ograniczyć jego wchłonięcie, poprzez solidne przepłukanie podłoża. Oczywiście warunek zasadniczy jest taki, że donica musi mieć drożne i odpowiedniej wielkości otwory odpływowe. Niestety metoda ta ma swoje wady ( gdzieś ten wypłukany azot powędruje, mało to ekologiczne ) i w zasadzie należy ją stosować tylko w przypadkach bezpośredniego zagrożenia życia rośliny, np. gdy pomylicie saletrzaka z jakimś innym nawozem, lub pomieszają Wam się łyżeczki, którymi odmierzacie dawki  (zdarza się niestety).
  • Po czwarte i ostatnie, azotany kumulują się w roślinach w okresie suszy. Nie będę tu robić wykładu dlaczego, chodzi o spadek intensywności fotosyntezy i tak dalej. Istotne jest, że w donicach łatwo o niezrównoważone warunki wodne, które mszczą się w różny sposób, między innymi kumulacją azotanów w warzywach. Wniosek – nie przesuszamy.  

Dojrzały pomidor do śniadania a sałata do kolacji

Jest jeszcze jeden istotny czynnik dla akumulacji azotanów, a mianowicie stopień dojrzałości. Rośliny dojrzałe mają azotanów mniej niż te niedojrzałe. I tak więcej azotanów pędzie w buraczkach i marchwi uprawianej na pęczki, niż w tych na jesienny zbiór. Więcej w fasolce szparagowej niż strączkach fasoli uprawianych na suchą fasolę. I tak dalej.

I na koniec wisienka na torcie – pora dnia zbiorów. Światło jest warunkiem pobierania i wykorzystywania przez rośliny azotu potrzebnego do syntezy związków organicznych ( głównie białek), z tego powodu warzywa zwłaszcza liściowe lepiej zbierać popołudniu w dni słoneczne, a nie bladym świtem w dni pochmurne 🙂

Synu skocz po sałatę na balkon.

W zasadzie przechowywanie to temat na oddzielny artykuł. Wspomnę jednak, że podstawową zasadą jest przechowywać jak najkrócej, a warzywa o najwyższej zawartości azotanów jeszcze krócej niż najkrócej. Dlatego wszystkie listki należy zrywać tuż przed zrobieniem z nich pysznej sałatki. Młodą marchewkę najlepiej chrupać popołudniową porą “prosto z ziemi” , a świeżo ścięte brokuły czy jarmuż ładujemy do garnka jeszcze na tarasie. Żarcik. Ale wiecie o co chodzi, jak sądzę.

I jak? Wszystko już wiadomo?

Dla usystematyzowania powiążmy powyższe wiadomości w jakieś logiczne ciągi. Taki a’la teścik 😉 .

Jest wiosna, w balkonowym warzywniku za chwilę pojawią się szpinak, rzodkiewki i sałaty , a na parapecie mam rynienki z mikrolistkami. To nowalijki, które rosną w krótkim dniu i na dokładkę zjadamy z nich części o najwyższej zawartości azotanu. Co więc trzeba by ograniczyć ich kumulację w uprawianych smakowitościach?

a) ograniczać nawożenie azotem do odpowiednich dawek ( zarówno organicznym jak i mineralnym, mikrolistków wcale się nie nawozi, a sałaty i szpinak pojadą spokojnie na nawozie dodawanym do podłoża)

b) zbiór przeprowadzać popołudniu w pogodny dzień ( od razu mając zaplanowane co z delikwentem zrobimy. Jeśli to szpinak do mrożenia, to nie odkładajmy tematu do rana ).

c) zjadać zebrane nowalijki bezpośrednio po zbiorze ( przechowywane warzywa można kupić w sklepie. Po co uprawiać cokolwiek i po zerwaniu trzymać to w lodówce. Zasada prosta, zrywasz-zjadasz )

Dobrze.

Przeszliście do kolejnej rundy.

Wkrótce zaczniemy siać groszek, bób ( jeśli już tego nie zrobiliście) a zaraz potem marchew, cebulę, i fasolkę szparagową. To warzywa o średniej zawartości azotanów. Jak dbać by pozostała średnia?

a) Dokładnie odmierzać dawki nawozów w proporcjach odpowiednich dla tych warzyw ( fasola i bób podobnie jak groszek same zaopatrują się w azot, a marchew i cebula nie potrzebują go w wielkich ilościach ).

b) zbiór przeprowadzać w odpowiednim momencie ( o tym było powyżej ).

c) co zebrane to do gara, lub do zamrażary.

No i fajnie.

Warzywa o długim okresie wegetacji, nie zawierające azotanów w powalającej ilości, też trzeba pilnować. Można je przechowywać dłużej niż inne, ale trzeba zachowywać przy tym odpowiednie warunki. Jeśli w spiżarce jakieś warzywo zaczyna się psuć, trzeba natychmiast je usunąć. Nie przechowujcie też warzyw w folii, ponieważ brak tlenu sprzyja przekształcaniu azotanów w azotyny.

I jeszcze na pocieszenie – podczas gotowania zawartość azotanów w warzywach zmniejsza się o około 50%. Tyle, że w raz z nimi znikają cenne witaminy. No tak, mało to pocieszające.

Azotanów nie trzeba się bać, trzeba je kontrolować, i wtedy wszystko będzie nie tylko smacznie ale i zdrowo.

Po co komu MIKORYZA ?

Po co komu MIKORYZA ?

Rozpoczął się intensywny czas robienia rozsad. Siejemy, pomidory papryki, miechunki, okry i inne warzywne rozsady, które gdy zrobi się cieplej będziemy przesadzać do skrzynek i donic na naszych tarasach i balkonach.

Sklepy ogrodnicze kuszą z roku na rok, coraz większą ilością przeróżnych biostymulantów i ukorzeniaczy. Czy warto czy nie warto, i co warto, a co można sobie zdecydowanie odpuścić o tym innym razem. Dziś zajmę się pozycją z tego asortymentu, którą uważam za najgodniejszą uwagi. Mikoryzą.

Co to jest mikoryza?

Otóż mikoryza to grzybnia. Grzybnia zacnego rodzaju, która żyje w symbiozie z korzeniami roślin. Tworzy twór doskonały, który zwiększa powierzchnię chłonną korzeni nawet kilkaset razy. Pobudza przy okazji rozrost systemu korzeniowego,  przez co pozwala roślinie sięgać po zasoby, do których normalnie nie potrafiła by się dostać. Wymyśliła tą symbiozę sama natura, i na bank mieliście o tym na lekcjach biologii, tylko kto takie rzeczy pamięta.

Tego rodzaju symbioza to związek na całe życie, typu przyrzekam być z tobą na dobre i na złe do końca naszych dni. Czysta, bezwarunkowa miłość?. A nie, nie…, to małżeństwo z rozsądku. Grzyb bowiem nie może robić tego co jego partnerka roślina, czyli korzystać z dobrodziejstw fotosyntezy. I za ten właśnie dar, dzięki któremu ( w dużym uproszczeniu) dostaje osłodę życia czyli cukry, użycza swoich strzępek ( w dużym uproszczeniu), przez które roślina pobiera z gleby bardziej efektywnie związki mineralne.

To nadal nie wszystko.

Gdyby grzyb umiał mówić, usłyszelibyśmy piękne wyznanie, którego pragnęłaby niejedna niewiasta od swego mężczyzny i lepiej,  w jego przypadku nie byłyby to tylko słowa, bo tu liczą się wyłącznie czyny. Sama nie wiem skąd ta metafora

Kochanie sprawię, że będziesz piękna i silna, brzmiałoby pierwsze zdanie. Nasz grzyb bohater wytwarza hormony, które pobudzają jego partnerkę do wzrostu i zrównoważonego rozwoju.

Nie pozwolę Cię skrzywdzić, usłyszałaby, a grzyb mikoryzowy wydziela by to ziścić, substancje podobne do antybiotyków. Wpuszcza je do gleby, dzięki czemu zmniejsza prawdobodobieństwo zakażenia rośliny takimi patogenami jak bakterie i inne grzyby. Niestety nie radzi sobie z wirusami, ale to wredne potworki, wszyscy mamy z nimi problemy.

Kochanie, razem pokonamy każdy stres. A tak, właśnie tak. Grzyby mikoryzowe w przedziwny sposób dają roślinie, nazwijmy to – poczucie komfortu, dzięki któremu łatwiej znosi przesadzanie, chwilową suszę, czy zbyt wilgotne podłoże, o niezbyt odpowiednim pH.

Ktoś już zgubił się w gąszczu metafor? Krótkie podsumowanie:

Korzyści płynące ze stosowania mikoryzy to:

  • Lepszy i bardziej zrównoważony wzrost dzięki hormonom wytwarzanym przez grzybnię.
  • Gęstszy i mocniej rozbudowany system korzeniowy.
  • Zmniejszone zapotrzebowanie na wodę i nawozy, dzięki zwiększonemu poborowi substancji odżywczych.
  • Podniesiona odporność na stresowe warunki – suszę przesolenie podłoża, przesadzanie itd.
  • Ochrona przed patogenami glebowymi i chorobami, dzięki substancjom wytwarzanym przez grzyba do gleby.
  • W konsekwencji powyższych – wyższe plony.

 

I jak przekonani, że warto?

Dobra. Teraz tak. Nie jest obojętne, który grzyb pożenimy, z którą rośliną. Na rynku jest już trochę różnych preparatów, zawierających grzyby mikoryzowe i jeśli jesteście zdecydowani by spróbować, trzeba dokładnie czytać opisy na opakowaniach. Nawet jeśli na pudełku dużymi literami stoi, że w środku jest ukryta Mikoryza Uniwersalna, to jej uniwersalność jest jednak ograniczona. I mimo wszystko, należy doczytać do których roślin jest, a do których nie będzie odpowiednia. To po pierwsze.

Po drugie, można znaleźć w handlu szczepionki mikoryzowe dedykowane poszczególnym roślinom – dla pomidorów i papryk, dla borówek, dla iglaków, dla rododendronów. Może warto z tego skorzystać. Można kupić opakowania 150 g , jeśli nie zamierzacie uprawiać większej ilości, jednego rodzaju warzyw. Takie 750g mikoryzy wystarcza dla 200 sadzonek, więc 150g, będzie jak raz, na potrzeby balkonowej uprawy. i to na cały sezon.

Tak na marginesie powiem Wam, że nie obowiązuje w tej symbiozie monogamia. Bynajmniej, jeśli grzyb będzie miał dostęp do kilku roślin. Zbuduje sobie harem. Na szczęście każda z “żon” będzie miała tak samo dobrze 😉 I w drugą stronę, roślina może korzystać z różnych grzybów mikoryzowych, nie koniecznie jednego. Nota bene, preparaty w handlu to  właśnie mieszanki kilku odmian grzybni.

Z ciekawostek można też przytoczyć, że trwają badania nad komunikacją między roślinami za pomocą grzybni i wychodzi na to, że może to się dziać. Taki jakby “Awatar”.

Oczywiście działanie symbiozy w różnych warunkach, będzie przebiegać różnie. Nie należy się spodziewać, że Wasze rośliny, które normalnie miały 70cm, nagle urosną do dwóch metrów, a pomidory z nich będą miały dwa razy tyle objętości niż te bez stosowania mikoryzy. Efekty są bardziej subtelne. Wiele jednak osób ze świata nauki badało i nadal bada ten temat, jako obiecujący alternatywny sposób ochrony roślin uprawnych, zachowujący równowagę biologiczną ekosystemów i podążający że się tak wyrażę tropem natury.  Wnioski są bardzo przekonywujące. Być może donica czy skrzynia to naprawdę mikro ekosystem, ale sam mechanizm symbiozy i w niej będzie zachodził.

Jak stosować mikoryzę?

Jest kilka sposobów dzięki, którym nasze grzyby będą miały szansę połączyć się z rośliną, choć na opakowaniach zazwyczaj opisany jest jeden sposób.

Kupiliście mykoryzę ( mikoryzę – to to samo) w bliżej nieokreślonej formie stałej – granulki, proszek itp. Spoko. Butelka ze spryskiwaczem? Też dobrze, choć jak dla mnie “psikacz” najbardziej nadaje się do pikowania sadzonek.

Wróćmy do granulatu, lub proszku. Preparaty takie oprócz grzybni i prostego nośnika typu glinka, składają się z pewnej ilości nawozów i innych pożywek ( np. wyciągów z roślin, alg, odpowiednich cukrów itp.) które pomogą grzybni namnożyć się szybciutko. Niektóre firmy dodają też hydrożel, który ma niebagatelne znaczenie, bo jest podręcznym magazynem wody, a grzyby jak wiemy potrzebują wilgoci by się rozwijać.

Jak? Grzybnię należy umieścić jak najbliżej korzeni rośliny. Im bliżej, tym lepiej. Dlatego najszybsze efekty daje moczenie korzeni w zawiesinie z grzybnią, lub posypywanie wilgotnych korzeni preparatem w proszku.

 

Kiedy? Mikoryzowanie młodszych roślin ma największy sens. Rośliny jednoroczne jakimi są papryki, pomidory, i inne warzywka najsensowniej jest mikoryzować w trakcie przesadzania rozsady lub wysadzania gotowej rozsady na miejsce stałe. Rośliny wieloletnie można mikoryzować również później, ale prawda jest taka, że im wcześniej tym lepiej. Zagadnienie jest nieco szersze, zanudziłabym Was jednak.

 

Przypadek I

Mikoryzujemy młodą sadzonkę w trakcie pikowania

To proste. Jeśli pikujemy młodziutką sadzonkę, to możemy jej korzonki zanurzyć w wodzie a następnie obsypać je proszkiem, który pięknie przylepi się nam do nich. Jeśli producent mikoryzy opatrzył opakowanie stosownym opisem, w którym jest napisane, że można sporządzić żel, zawiesinę lub inny roztwór, to to właśnie zróbcie. Teraz sadzimy w dołek w doniczce, zasypujemy ziemią i gotowe.

Jeśli dysponujemy sprayem, pryskamy sowicie na korzenie, a dalej to samo.

 

Przypadek II

Mikoryzujemy starszą sadzonkę, lub sadzonkę rośliny o delikatnych korzeniach

Taka sytuacja dotyczy np. rozsad ogórków, dyń czy arbuzów. Przesadzamy bryłę korzeniową wraz z ziemią. W tej sytuacji sypiemy mikoryzowy proszek do dołka, przed przesadzeniem. Sadzimy rozsadę. Gotowe.

 

Przypadek III

Mikoryzujemy roślinę, wysadzoną wcześniej

Jeśli chcemy podać grzybnię roślinie, której już nie zamierzamy przesadzać, bo zrobiliśmy to wcześniej, możemy:

a)  Za pomocą patyczka, lub czegokolwiek innego zrobić dziurkę w podłożu (oczywiście w pobliżu korzeni) i wsypać do niej odpowiednią ilość proszku.

b) Wysiać proszek pod roślinę i podlać.

Każdy z tych sposobów gwarantuje dostanie się grzybni do korzeni rośliny. Natomiast ilość proszku jaką należy użyć trzeba sobie przeliczyć na podstawie wskazówek zamieszczonych na opakowaniu.

Ważne uwagi

Grzyb i roślina muszą mieć czas by stworzyć solidny związek. Nie należy im w tym przeszkadzać. Nie robimy więc przez pierwsze 3 tygodnie po mikoryzacji żadnych oprysków ( no mogłoby zaszkodzić rozwojowi grzybni), i ostrożnie od momentu mikoryzacji dawkujemy nawozy mineralne ( te z kolei mogą zaszkodzić roślinie, gdyż grzyby mikoryzowe zamieniają azot w formę amonową, a także udostępniają roślinom 70% więcej fosforu) Nawożenie organiczne spokojnie można stosować.

Co to ja jeszcze miałam….

A tak. Stosuję mikoryzy stosunkowo od niedawna, chyba trzeci sezon, ale nigdy się już z nimi nie rozstanę. Nigdy. Nigdy, nigdy, przenigdy. Nawet jeśli efekty nie zawsze są dla mnie naocznie oczywiste, to przekonują mnie badania naukowe z tego zakresu i fakt, że jest to “ingerencja” zupełnie ekologiczna i nie gwałcąca natury. Jeśli choć po części pomoże moim warzywom wydać obfitszy plon, na tak małej przestrzeni jaką dysponuję, to dla mnie warto. Z moich skromnych doświadczeń wynika, że najlepiej działają  w donicach grzybnie w obecności jakiegoś superabsorbentu ( hydrożel polimerowy ). Załatwia on problem przypadkowego przesuszenia podłoża, co dla grzybni może być sporym problemem. I to o hydrożelach napiszę następnym razem.

 

 

 

 

 

 

Domowej roboty nawóz do sadzonek pomidorów

domowy nawóz do pomidorów

Znalazłam kiedyś u jakiejś ogrodniczki amerykańskiej ( dobrych kilka lat temu) przepis na domowej roboty nawóz do sadzonek pomidorów i wypróbowałam.Pamiętam, że byłam bardzo zadowolona, a ostatnio trafił w moje ręce mój stary zeszyt z notatkami ogrodniczymi, w którym przepis sobie zanotowałam. Postanowiłam takoż, podać go do szerokiej wiadomości. Niebywale mi przykro, ale nie jestem w stanie odnaleźć strony źródła, więc go nie umieszczę. Nie był to jeszcze czas, w którym myślałam o pisaniu bloga i nie zapisywałam informacji, które nie wydawały mi się istotne. WIelce żałuję ;(

Wiele podobnych przepisów krąży po internecie przekazywanych ze strony na stronę, więc umówmy się, że ten będzie mój prawie autorski – inspirowany, gdyż nie dodaję do niego dodatkowej sugerowanej przez autorkę oryginału, porcji Siarki, i dodaję natlenionej herbatki kompostowej a nie świeżego biohumusu, gdyż nie mam po prostu do niego dostępności a butelkowany nie ma moim zdaniem tej mocy sprawczej.

Składniki jakich będziemy potrzebować:

– Woda z kranu, odstana kilka dni, lub deszczówka – 0,9 litra
– Zielona herbata – 1 łyżeczka
– Sól Epsom – 1/2 do 1 łyżeczki
– Melasa – 3/4 do 1 łyżeczki
– Herbatka kompostowa  – 6 łyżek stołowych.

– 1,2l butelka z nakrętką spray ( może być większa )
– Sitko o drobnych oczkach lub gazowa płachta
– Nawóz rybny tzw. mączka rybna lub kostny (opcjonalnie) – 1 łyżeczka

Podstawowymi składnikami mieszanki są  sól Epsom, zielona herbata, herbatka kompostowa i melasa bo to one zapewnią roślinom składniki odżywcze. Nawóz rybny lub kostny jest mile widziany, ale nie konieczny.

Składniki gotowe,  zaczynamy!

KROK 1: Napar z zielonej herbaty

Zaparzamy 1 łyżeczkę zwykłej zielonej herbaty w szklance (200ml) z wodą podgrzaną do 70 stopni C, i czekamy aż się ochłodzi.
Do przygotowanej wcześniej butelki z wodą 0,9l dolewamy 1 łyżkę naparu. Resztę herbaty śmiało wypijamy na zdrowie 🙂

KROK 2: Dodajemy Sól Epsom czyli siarczan magnezu

Dodajemy 3/4 do 1 łyżeczki soli Epsom do butelki i mieszamy.

UWAGA: Sól Epsom: zapewnia natychmiastową dawkę magnezu i siarki, dlatego dodatkowe dodawanie siarki nie jest moim zdaniem konieczne.

KROK 3: Dodajemy Czarną Melasę

Do butelki do rozpylania z wodą, herbatą i solą Epsom dodajemy teraz 3/4 do 1 łyżeczki melasy czarnej.  Mowa tu melasie z trzciny cukrowej, którą można kupić w sklepach ze zdrową żywnością.
WSKAZÓWKA: Można wlać melasę bezpośrednio do butelki i potrząsając rozpuścić ją w płynie, lub odlać z butelki część cieczy, i w niej rozpuścić melasę, a potem dodać ją z powrotem do butelki.
Czarna melasa to doskonałe źródło wielu składników odżywczych dla roślin, w tym węgla, żelaza, siarki, potasu, wapnia, manganu, miedzi i magnezu.
Trzeba dobrze wymieszać i odstawić butelkę na godzinę.

UWAGA: Taką mieszankę można używać nawet bez dodatku herbatki kompostowej, ale osobiście uważam, że dopiero jej dodatek czyni nawóz kompletnym. Mam jednak świadomość, że nie każdy produkuje kompost, a kupny może być stary. W oryginalnym przepisie w tym miejscu pojawiał się odlew dżdżownicowy czyli Biohumus, również własnej roboty. Jeśli lubicie eksperymenty możecie spróbować wykonać taką kompozycję z biohumusem kupnym, zwróćcie jednak uwagę na datę produkcji na opakowaniu. Im świeższy tym lepszy.

KROK 4: Przygotowujemy kompostową herbatkę ( w zasadzie to powinien być krok pierwszy, bo zajmuje najwięcej czasu)

Przepis na najprostszą herbatkę kompostową:

-10l deszczówki

-1,5kg świeżego kompostu ( musi być świeży, pięknie pachnący zdrową glebą)

-pompka akwaryjna z kostką do napowietrzania

Do deszczówki wsypujemy kompost, mieszamy i podłączamy akwaryjną pomkę z napowietrzaczem. Natleniona woda wspomoże rozwój mikroorganizmów. Teraz trzeba uzbroić się w cierpliwość – tak około 5-7 dniową 😉 Spokojnie można herbatkę warzyć w domu, zapewniam, że nie ma nieprzyjemnego zapachu, a temperatura pokojowa jest najodpowiedniejsza. Ok. Zrobiona, teraz trzeba ją przecedzić.

WSKAZÓWKA: Użycie cienkiego sitka siatkowego jest niezbędne. Herbata kompostowa ma małe cząstki i osady, które mogą zapchać butelkę do rozpylania, więc im cieńsza siatka tym lepiej. Całkiem zgrabnie przesącza się taki płyn przez gazę, lub tetrową pieluszkę. Nie ma strachu wszystko co nam potrzebne zostanie w płynie w odpowiedniej ilości.

KROK 5: Dodajemy Herbatkę

Do naszej butelki 1,5l z już zmieszaną mieszanką kompostową z kroków 1-3  dodajemy 6 łyżek herbaty kompostowej czyli około 90ml. ( Resztę herbatki można spokojnie użyć w formie nierozcieńczonej do oprysków, są świetną szczepionką dla roślin)
WSKAZÓWKA:  Herbatkę do butelki warto zapodać przez lejek, by uniknąć bałaganu. Chyba, że macie ręce o stalowej konstrukcji 😉

Mieszanka nawozowa w zasadzie gotowa do użycia!

Aby sprawić by jak to się mówi dawała większego kopa, można dodać, nawóz rybny lub rogowy.

KROK 6: Dodajemy mączkę kostną lub rybną

Ok. O ile do tej pory było raczej przyjemnie zapachowo, to teraz już będzie mniej miło. Mączka rybna niestety nie pachnie różami. Poza tym uwaga –  aby korzystać z tego produktu,  trzeba uważać na wybór producenta. Produkty z różnymi dodatkami chemicznymi mogą całkowicie przekreślić wszystkie użyteczne efekty. Mączka jest powszechnie dostępna, bo to przynęta wędkarska, kupicie ją w sklepach zoologicznych, ale można ją dostać również w sklepach agro. Onegdaj produkt taki wypuściła firma Westland, ale nadal nie ma go w ofercie na polski rynek ;(

WSKAZÓWKA: Naprawdę ten dodatek nie jest konieczny. Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości co do dostępnej mączki, nie kupujcie.

Po zmieszaniu mączki z płynem warto ją jeszcze raz przecedzić, by nierozpuszczone cząsteczki nie zapchały dyszy spryskiwacza.

 Mieszanka nawozowa z dodatkami czy bez, powinna być używana na bieżąco do oprysków. Oznacza to, że nie przechowujemy jej w butelce tylko wykonujemy przed planowanym opryskiem, zużywamy, a do kolejnego oprysku robimy nową. 

UWAGA: Dawkowanie jest raczej intuicyjne, po prostu należy spryskać liście w pochmurny, najlepiej bezwietrzny dzień. Nie stosujemy oprysków w pełnym słońcu, mgle, deszczu ani przy silnym wietrze, no ale to raczej każdy wie 🙂 Mieszankę możemy stosować interwencyjnie lub na stałe w odstępie tygodnia w fazie wzrostu jeszcze przed kwitnieniem.

 

 

Pomidory, jeszcze raz cz.1

Pomidory, jeszcze raz cz.1

Tak. Mam świadomość, że powtarzam się niczym zacięta płyta. Ale uprawiam co roku pomidory, i co roku patrzę na ten temat z nowej bogatszej o cały sezon, perspektywy.

Pomidory odznaczają się taką ilością wielkości, kolorów, kształtów i smaków, że wprawiają mnie w podziw z każdym rokiem głębszy.

Aztekowie nazywali pomidora Tomatle czyli puchnący. Ciekawe prawda?  Europejczykom długo zeszło zanim zasmakowali się w pomidorach, ale gdy już to się stało, zyskały one przydomek “rajskich owców”, jak też “jabłek miłości”. Mówi samo za siebie. W języku polskim nazwa została zapożyczona od włoskiego pomme d’oro i oznacza złote jabłko. Pomidory to dar natury. A rajskie owoce z własnego balkonu lub tarasu smakują dwa razy lepiej. Koniecznie musicie spróbować.

Z botanicznego punktu widzenia pomidor to jagoda, czyli owoc. l jak wiele innych owoców w przeciwieństwie do warzyw, składa się w przewadze z kwasów owocowych i cukrów.

A to też pomidor?

Jest kilka conajmniej gatunków będących w dużym pokrewieństwie z pomidorami, które jednak pomidorami nie są.

Tomatillo.

Fot. Pixebay

Oglądaliście „Smażone zielone pomidory”? Wbrew pozorom nie chodzi tu o niedojrzałe pomidory, ani o ich zieloną odmianę. Chodzi o psiankę o nazwie Tomatillo, kuzynkę pomidora i miechunki rozdętej. Jest jak pomidor psianką.

To egzotyczny krzak rodzący 6 centymetrowe jagody. W Meksyku przyrządza się z nich potrawę, która dała tytuł wspomnianemu powyżej filmowi. Teoretycznie da się nawet uprawiać Tomatillo u nas. Warunkiem jest ciepłe dobrze nasłonecznione miejsce.

Tamarillo.

Fot. Pixebay

Kolejny prawie pomidor. Cyfomandra grubolistna- intrygująca nazwa- czyli inaczej pomidor drzewiasty jest również psianką. I na tym pokrewieństwo się kończy. Jego owalne owoce ważące ok.100g można jeść na surowo, i duszone jak warzywo. Teoria mówi, że Tamarillo jest rośliną klimatu podzwrotnikowego, i szczególnie udaje się na obszarach wyżynnych.

Quito

Pomidor Quito lub inaczej Jagoda andyjska to kolczasty krzak tropikalny lubiący górzyste tereny. Psianka, lekko trująca, ale da się zjeść. Jeśli zgubicie się gdzieś na wyżynie patagońskiej bez jedzenia, można survivalowo łyknąć na wzmocnienie.

Dobra będzie tych podróbek, wracamy do pomidora.

Część 1 czyli od nasionka, do rozsady.

Siać czy kupować gotową rozsadę?

A to już ‚‚jak stryjenka uważa’’. A tak poważnie, jeśli macie kawałek jasnego parapetu to jasne, że siać.  Nasion niesamowitych odmian pomidorów jest bezliku, a rozsady producenci robią najczęściej z kilku sprawdzonych, odpornych odmian. Nikt na targu nawet nie słyszał o takich odmianach jak Pendulina Orange, Petrusha Gardener, czy Garden Pearl. Tam kupicie Betaluxa, Pokusę a jak będziecie mieć szczęście Maliniaka. Nie żeby to były złe odmiany. Poza tym najczęściej rozsady nie są oznakowane, a na pytanie -jakie to odmiany, usłyszycie najpewniej: -ten jest czerwony, ten malinowy, a tamten to taki koktajlowy”. Czyli siać. A kiedy?

Odpowiedni termin siewu.

Ponieważ od momentu siewu do wysadzenia gotowych rozsad do docelowych pojemników minie około 8 tygodni, termin siewu zależy od planowanego terminu umieszczenia roślin na stałe na dworze. W naszym klimacie najpewniej przypada on w połowie maja, po ostatnich przygruntowych przymrozkach. Oznacza to, że najlepszym terminem siewu jest druga połowa marca. Czyli właśnie teraz. Szybko! Nasiona, ziemia, pojemniki, jedziemyyyyy…!

Uwaga, wcześniejszy termin siewu jest możliwy jeśli mamy wystarczającą ilość światła. Można rośliny doświetlać przez pierwsze tygodnie gdy dni są jeszcze dość krótkie. Przy małych karłowych roślinach, dzięki temu zabiegowi można oczekiwać nieco wcześniej pierwszych dojrzałych owoców.

W czym siać i jak.

Najprościej w specjalnej ziemi do wysiewu. Gotowe mieszanki mają być zrównoważone pod względem przepuszczalności, ubogie w składniki odżywcze i wolne od patogenów i nasion chwastów. Mamy duży wybór tego typu podłoży dostępnych na rynku w bardzo różnych cenach. Prawie wszystkie na szczęście spełniają powyższe wymagania. Dobrym rozwiązaniem jest stworzenie własnej mieszanki z torfu wysokiego odkwaszonego i perlitu. O własnych mieszankach przeczytacie w tym artykule.

Test podłoży do siewu, okaże się lada dzień na blogu.

Czy zaprawiać nasiona? Jeśli pochodzą z niepewnego źródła, np. z wymiany nasion to wydaje mi się że warto. O ekologicznych sposobach zaprawiania nasion przeczytacie tutaj

Jeśli chcecie wysiać kilka odmian po jednej sztuce dobrym rozwiązaniem będzie mała wielodoniczka, lub tekturowe wytłoczki po jajkach, jeśli ktoś lubi takie recyclingowe zajawki. Te ostatnie sprawdzą się tylko wtedy, gdy natychmiast po wzejściu nasion, w fazie liścieni, przepikujecie je do odzielnych nieco większych doniczek. Nie zapomnijcie o oznaczeniach odmian.

siew pomidorów

Optymalna temperatura kiełkowania pomidorów to 22-25 stopni C, nie powinno dopuszczać się do jej spadku poniżej 20 stopni, bo wschody będą nierówne i niewydajne.

Po tygodniu, do dwóch, pojawią się pierwsze siewki ( zależy to od odmiany, zdolności kiełkowania nasion i podłoża – zbyt bogate w minerały podloże może utrudniać proces kiełkowania).  Jeśli wysialiście jedną odmianę w kilku egzemplarzach, zazwyczaj pierwsze, które wyszły z ziemi będą najsilniejsze i najbardziej plenne. Z ich przepikowaniem nie należy czekać. Wysadzamy do pojemników 200ml w fazie pierwszych liści właściwych, i…

Pielęgnacja rozsady.

Teraz rośliny potrzebują dużo światła i dużo ciepła. Temperatura w dzień powinna wynosić 20-22 stopnie C, a w nocy 16-18. Jeśli możecie wnieść na noc rozsadę do nieco chłodniejszego pomieszczenia niż to, w którym znajdują się w dzień, koniecznie z tego skorzystajcie. Dzięki temu zabiegowi rośliny będą silniejsze i bardziej odporne na późniejsze stresy związane ze zmianą otoczenia. Nie da rady? Trudno. Bez tego też sobie poradzą.

Co dwa tygodnie, rozsadę należy zasilić słabym roztworem nawozu. Może to być zrównoważony nawóz mineralny, lub organiczny np. Biohumus. Podlewanie powinno w tym okresie być równomierne i niezbyt obfite, tak by ziemia pozostawała wilgotna, ale nie mokra. Częstym błędem przy pierwszych samodzielnych próbach wyhodowania własnej rozsady pomidorów, jest właśnie zbyt obfite podlewanie. Powoduje ono uduszenie biednej roślinki zalanej falą naszej nadopiekuńczości.

 

Dobrze…załóżmy, że do tej pory wszystko przebiegało bez zakłóceń. Gdy Wasze pomidorkowe przedszkole dorośnie do wysokości 6-8 cm ( w zależności od odmiany), czas na przesadzkę do doniczek o średnicy 10-12cm z dobrą ziemią do uprawy. Może to być znowu gotowa mieszanka (uniwersalna, lub do rozsad) lub podłoże przygotowane samodzielnie. To podłoże powinno mieć więcej składników odżywczych. Na tym etapie można (ale nie trzeba) zacząć używanie biostymulatora np z alg lub wyciągu z grapefruita.

Nadal najważniejsze z ważnych jest nasłonecznienie. Jeśli światła będzie zbyt mało, wyrosną Wam żyrafowate, cienkie smutasy, słabe i mimozowate, a określane mianem “wybujałych”. Takie rośliny gorzej przeżywają wszystkie stresy, a co za tym idzie słabiej kwitną i owocują. Chociaż wola przetrwania jest wielka i jeśli po trudnym starcie dacie swoim roślinom odrobinę więcej “miłości” czyli ciepła, słońca i nawozu jest szansa na wyrównanie błędów młodości.

Podlewamy dopiero gdy zasoby wody są o krok od wyczerpania, czyli rzadziej, a obficiej. Koniecznie sprawdzajcie, czy doniczki mają drożny odpływ, i pod żadnym pozorem nie pozostawiajcie ich w wodzie, która napłynęła do tacek, po podlewaniu (chyba że zdążyliście przesuszyć podłoże maksymalnie i woda leci przez nie jak przes sito, zazwyczaj sadzonka w takiej sytuacji ma już listki klapotki czyli straciła turgor. Wtedy i tylko wtedy, należy  pozwolić by podłoże powoli nawilgotniało).

Jakie możeszcie napotkać trudności.

Najczęstszym problemem jest nadopiekuńczość. Konewka stoi koło wielodoniczki, lub kubeczków z rozsadami zawsze pełna, a my jak babcia wnuczkowi, “pchamy do dzioba” aż mu się ulewa, rozpuszczając się przy tym w błogim uśmiechu, podszytym lekką nutką zmartwienia – “jedź, jedź, takiś mizerny”. Prawda, że pachnie kłopotami?

Objawy podtopienia rozsad:

zahamowany wzrost

podwiędnięte,  jakby zgnicione końcówki liści, które w następnej kolejności usychają  prawie bez zmiany koloru

mdlejąca roślina tracąca turgor

 

Kolejny problem wynika zazwyczaj z przeświadczenia, że nasze pomidory mają być maksymalnie ekologiczne, czyli zero nawożenia. Hej, hej – eko, nie oznacza zagłodzony. W pierwszym okresie rozsadzie wystarczy pożywka z biohumusu, ale gdy liścienie zaczynają żółknąć to znak, że wykorzystały już wszystko co było w podłożu i czas na dokarmianie. Oczywiście żółknące liścienie to nie objaw, którym należy się martwić. Zżółkną, odpadną i po temacie, ale…. rozsada dała Wam właśnie sygnał, że chce jeść. Jeśli nie zareagujecie, Wasze pomidorowe krzaczki będą jak to się mówi, rachityczne, w jasnozielonym kolorze unoszące zdrobniałe wierzchołki liści ku górze jakby w błagalnym geście.

Nawożenie mineralne kontra organiczne.

To zawsze powód do dyskusji. Jak dla mnie w tej fazie uprawy bez różnicy, jeśli wie się czego i ile podawać. Za nawożeniem mineralnym przemawia fakt, że można dokładnie kontrolować ilość wszystkich podawanych składników. Za organicznym, że nie musimy się o to martwić aż tak bardzo, bo substancje mineralne uwalniają się w miarę powoli.

Do nawożenia mineralnego można stosować każdy nawóz mineralny o odpowiednich proporcjach składników pokarmowych, zaopatrzony również w mikroelementy. Azot powinien być mniej więcej w równej wartości z fosforem, natomiast potas o wartości nieco podwyższonej w stosunku do nich. Dobrym wyborem bedą nawozy NPK 2:2: 3,5 , lub 2,2 : 2,5 : 4,5, ale nie będzie też pomyłką użycie nawozu zrównoważonego, czyli o trzech równych wartościach. W każdym sklepie ogrodniczym znajdziecie takie nawozy w płynie, lub w postaci krystalicznej do rozpuszczenia w wodzie. Uwaga na dawkowanie. Dokładnie przeczytajcie instrukcję, a jeśli opakowanie nie posiada wyczerpujących informacji poszukajcie ich na stronie producenta. Absolutnie nie używamy nawozów mineralnych “na oko”.

Fertygujemy rozsadę czyli podlewamy rozcieńczonym nawozem przy każdym podlewaniu.

Z nawożeniem rozsad wiąże się pewien problem często bardzo niepokojący świeżo upieczonych ogrodników, czyli przenawożenie azotowe. Mimo stosowania się do tabeli producenta, zdarzy się czasami, że cosik nawozu będzie zbyt dużo. Rozsada wtedy podwija liście pod siebie, które zaczynają wyglądać niczym loki druhny. Nie należy panikować, wystarczy przez jakiś czas nie podawać rozsadzie nawozu, tylko samą wodę.

Nawożenie organiczne polega zazwyczaj na zastosowaniu w trakcie przesadzania rozsady, podłoża o odpowiedniej ilości materii organicznej zasobnej w składniki odżywcze. Najlepszym rozwiązaniem jest ziemia kompostowa. Potem już pozostaje podlewanie biohumusem i gnojówkami roślinnymi (jak tylko będzie je z czego przefermentować)

gnojówka roślinna do fertygacji pomidorów:

10l wody- najlepiej deszczówki

1kg roślin świeżych: pokrzywa, żywokost, narecznica, mniszek lekarski i skrzyp polny

W naczyniu plastikowym lub kamiennym pocięte liście zalewamy deszczówką. Odstawiamy w miejsce o pokojowej temperaturze, lub ciut niższej. Dbamy o napowietrzenie co jakiś czas mieszając. Gnojówka jest gotowa gdy przestanie się pienić czyli po około tygodniu. Nieprzyjemny zapach można złagodzić dodatkiem mączki skalnej, lub wyciągiem z ruty.

Do podlewania rozsad tak przygotowaną gnojówkę rozcieńczamy 1:20

 

cdn…

 

 

 

 

Podłoże dla warzyw – do siewu, rozsad i donic.

podłoże do warzyw

Aby warzywa wydawały obfite plony, poza oczywiście zapewnieniem im dobrego startu w postaci wyprodukowania zdrowej i zahartowanej rozsady, trzeba je posadzić w najlepszym dla niej podłożu.

W pojemnikach sprawa ta jest o tyle ułatwiona, że można stworzyć podłoże dokładnie dedykowane gatunkowi lub grupie gatunków, które zamierzamy wspólnie uprawiać.

Dlatego też, pierwszym podstawowym krokiem jest zrobienie rozeznania jaką ziemię preferuje dane warzywo. Jaki powinien być poziom pH, czy ziemia powinna być luźna i próchnicza, czy może cięższa z domieszką gliny. Czy nasi podopieczni będą zadowoleni z suchego podłoża, czy raczej preferują stałą, wysoką wilgotność. Wszystkie te dane pomagają dobrać odpowiednie składniki podłoża.

Sposoby są dwa. Można kupić gotowe podłoże, albo zrobić mieszankę samemu.

Z czego zrobić mieszankę?

Aby  zrobić dobrą ziemię pod warzywa do pojemników należy zaopatrzyć się w następujące składniki:

  • Torf wysoki odkwaszony (czasami jest niestety niezbędny, chociaż z przyczyn ekologicznych warto ograniczać jego użycie)
  • Włókno kokosowe
  • Piasek rzeczny
  • Glinkę
  • Ziemię liściową dla roślin lubiących bardziej kwaśny odczyn
  • Duuużo kompostu z pewnego źródła (najlepiej z własnego kompostownika, ale można już kupić kompost workowany o bardzo dobrej jakości)
  • Perlit
  • Mączkę skalną ( bazaltowa)

Wszystkie te składniki można kupić w dobrych sklepach ogrodniczych

Oczywiście nie koniecznie trzeba wszystkie kupić na raz, raczej należy najpierw przemyśleć jakiego rodzaju mieszankę będziemy potrzebowali i kupić te składniki, które będą do jej wykonania potrzebne. Chyba, że należycie do osób, które lubią mieć zapas wszystkiego, tak na wszelki wypadek .

Etap pierwszy – siew

siewki pomidorów
Fot. Pixabay

Nasiona warzyw jak zresztą wszystkie nasiona nie potrzebują na pierwszym etapie składników odżywczych, wszystko bowiem czego potrzebują mają zapakowane ze sobą.

Do siewu i kiełkowania używa się mieszanki ubogiej w substancje odżywcze. Pobudzi to rośliny do rozwoju w postaci budowania mocnego systemu korzeniowego.

Ważne niebywale, by podłoże takie było wolne od patogenów, nasion innych roślin i szkodników. Na tym etapie niezbędne nie są też pożyteczne mikroorganizmy.

Mieszanka do siewu, może więc składać się z :

  • Włókna kokosowego ( może być to luźne zmielone włókno kokosowe, lub brykiet)
  • Torfu odkwaszonego
  • Piasku rzecznego
  • Glinki wulkanicznej

I jak już wspominałam, można z tych składników zrobić własne podłoże, lub zakupić gotowca, których w tym momencie nie brak na rynku.

Dostępne w handlu gotowe mieszanki do siewu i pikowania z tego właśnie się składają. I dodatkowo z nawozu mineralnego w niewielkim stężeniu, lub nawozu organicznego w tych, które mienią się ekologicznymi. Ciekawe, że większość producentów nie umieszcza informacji  o składzie mieszanki na opakowaniu, zmuszając niejako potencjalnych klientów do kupowania kota w worku… przepraszam ziemi w worku. Nie wiem czym to jest podyktowane.  Ale uwaga, część z nich chwali się składem na swojej stronie internetowej, warto więc sięgnąć do tego źródła przed wyborem. Są też oczywiście chlubne wyjątki umieszczające wszystkie informacje lub np kod QR do nich.

Frakcja czyli grubość zmielenia materiału pod siew nie powinna moim zdaniem przekraczać 0-20mm, a pH winno mieścić się w widełkach 5,5-6,0 no ewentualnie 6,5 .Oczywiście w niezmielonym na pył podłożu rośliny też wykiełkują, ma ono jednak tendencje do zaskorupiania się przy wysychaniu.

Nie ułatwię Wam niestety zadania. Nie powiem, że podłoże tej firmy jest super, a tamtej do bani.

Udało mi się do tej pory wypróbować podłoża 7 firm i każde niestety miało jakieś wady. Nie do końca uważam jednak te wyniki za miarodajne, worki z ziemią zostały bowiem zakupione w różnych sklepach, a one jak wiadomo przechowują towar w różnych warunkach. Zdarzyły mi się w podłożu ziemiórki, cuchnący odór wskazujący na zatrzymywanie wody przez długi czas, zbyt duża ilość niezmielonego włókna kokosowego i nasiona chwastów. Trudno dociec przyczyny niektórych.

Musiałabym otrzymać podłoże do testów bezpośrednio od producenta, a na razie żaden się do mnie z taką propozycją nie zgłosił.

(Ledwo opublikowałam artykuł i już potrzebne sprostowanie. Właśnie otrzymałam odpowiedź mailową od firmy Hydrokomplet z propozycją przetestowania ich trzech podłoży – do wysiewu, do rozsady pomidora i papryki oraz do rozsady ogórków. Przeglądając w internecie oferty różnych producentów ze zdziwieniem skonstatowałam, że oferta tej firmy jest mi zupełnie nieznana, choć mieści się prawie po sąsiedzku, a stosuje w swoich produktach nawożenie organiczne. Napisałam więc maila z pytaniem o ich produkty i otrzymałam błyskawiczną odpowiedź)

Tak czy inaczej im mniej składników w takim podłożu tym lepiej ( jak na mój gust).

Etap drugi – rozsada

rozsada
Fot. Pixabay

Mniej więcej w momencie gdy pojawia się pierwsza para liści właściwych, przychodzi czas na przesadzanie siewek. Teraz potrzebne będzie im umiarkowane zasilenie i stała wilgotność podłoża. Podłoże powinno więc być przepuszczalne, by nie tworzyły się zatory wilgoci, a bryła korzeniowa była odpowiednio natleniona; i wzbogacone o składniki odżywcze czy to w postaci organicznej czy mineralnej. Substancja organiczna jest dla roślin bardzo korzystna również ze względu na znajdujące się w niej mikroorganizmy, pobudzające roślinę do wzrostu.

Jest to czas na zastosowanie ziemi tzw. uniwersalnej lub dedykowanej do rozsad konkretnego gatunku.

Firmy prześcigają się w wymyślaniu nowych chwytów marketingowych mających nakłonić nas do wyboru ich produktu, ich prawo. Jednakże ziemia uniwersalna czy do warzyw czy do kwiatów to nic innego jak już wspomniana mieszanka torfu, piasku, kompostu i kilku mniej zazwyczaj obecnych składników, zaprawiona większą ilością nawozu mineralnego niż ta do siewu.

Osobiście wybrałabym jednak podłoża zaopatrzone zamiast niego w nawóz organiczny.

Dostępne są w ofercie wielu firm, podłoża dedykowane niejako do konkretnych gatunków warzyw, i nie będę z tym polemizować. Osobiście raz użyłam takiej dedykowanej ziemi do produkcji rozsady pomidorów i papryk, i rośliny rosły w niej dokładnie tak samo jak w ziemi uniwersalnej do kwiatów, a musiałam za nią zapłacić kilka złotych więcej. Ale nikomu nie chcę psuć zabawy, wszak najcenniejsze są własne doświadczenia. (może przy okazji testowania tego typu podłoży dowiem się czegoś więcej o różnicy ich składu w stosunku do składu podłoża uniwersalnego – na pewno podzielę się z Wami tą wiedzą)

Mamy więc podłoża bio, gdzie firmy chwalą się że torf do ich produkcji pochodzi z z naturalnych złóż, które stale poddawane są rekultywacji. I mamy ziemię uniwersalną zrobioną również w przewadze z torfu z dodatkiem sztucznego lub organicznego nawozu. Wybór utrudniają kuszące dodatki. Znalazłam kilka firm zaopatrujących swoje mieszanki w różnego rodzaju substancje organiczne, od Guano z Namibii  , po kompleksy humusowe i mykoryzy, algii i inne stymulatory. Z chęcią bym je przetestowała, ale póki co…

…robię dla swoich rozsad własną mieszankę.

 

  • 2 miary torfu wysokiego lub substratu kokosowego ( jeśli macie obiekcie w temacie tej rekultywacji torfowisk )
  • 1 miara kompostu
  • 1/2 miary piasku rzecznego

Dodatek perlitu w miarę potrzeby spulchnienia.

Dodatek glinki i mączki bazaltowej zapewni zestaw mikroelementów i poprawi strukturę

(przez dodatek mam na myśli stosunek 1:50 tak około czyli łyżeczkę na szklankę ;))

Przed sadzeniem można zastosować nawodnienie podłoża roztworem humusowym ( dowolnej firmy – proporcje odpowiednie do ilości podłoża)

Oprysk EM (efektywne mikroorganizmy, w ofercie kilku firm)

Dla Okry wzbogaciłam mieszankę o niewielki dodatek mączki rogowej.

pH podłoża można sprawdzić za pomocą papierków lakmusowych.

Do czystego, suchego naczynia należy wsypać grudkę ziemi, zalać ją wodą destylowaną i zamieszać. Następnie w takim roztworze moczy się papierek lakmusowy i przykleja go do ścianki naczynia. Po kilkudziesięciu sekundach zmieni kolor. Wtedy papierek można wyjąć i  porównać jego barwę, z kolorową skalą pH na opakowaniu papierków.

Oczywiście zasoby w takim podłożu starczają tylko na pewien czas, szczególnie co bardziej żarłocznym roślinom, i zazwyczaj trzeba wprowadzić fertygację czyli podlewanie roztworem wodnym nawozu mineralnego.

Etap trzeci – ostatni – ziemia do skrzyń i donic

okra burgundJeśli chodzi o zapełnienie pojemników na balkonach, to bardzo ciekawe są w tym przypadku substraty do zielonych dachów. Właśnie przyglądam się propozycjom jakie mają w tym temacie firmy.

Oprócz bowiem oczywistych właściwości takiej ziemi, jakie powinna posiadać, jest jedna kwestia spędzająca mi osobiście sen z powiek, a mianowicie ciężar. Dobre mieszanki do uprawy warzyw zawierają sporą ilość kompostu i są ciężkie. A jak już wielokrotnie wspominałam, balkonów raczej nikt nie konstruował z myślą o urządzaniu na nich warzywników. Jedna doniczka to nie problem, ale kilka  skrzyń o pojemności 300l  to już nie przelewki.

Na dziś nie znalazłam satysfakcjonującego mnie rozwiązania. Nie tracę jednak nadziei.

Do donic i skrzyń używam więc na razie mieszanki:

  • 2 miary torfu wysokiego lub substratu kokosowego
  • 2 miary kompostu
  • 2 miary perlitu

Stosuję też dodatek glinki i mączki bazaltowej. Czasami również trochę ziemi liściowej, którą akurat sama produkuję, kwasów humusowych i Efektywnych Mikroorganizmów w zależności przeznaczenia podłoża.

Z kupnych podłoży najlogiczniejszym rozwiązaniem pozostaje znów ziemia uniwersalna( lub podłoże do warzyw), którą jednak osobiście wzbogaciłabym o pewną ilość perlitu, jeśli jej nie posiada.

Ważne

Minerały z kompostu, mączek skalnych, i glinek uwalniają się bardzo wolno. Dlatego podczas ich stosowania praktycznie nie istnieje ryzyko przenawożenia.

Mączki bazaltowe, w zależności od źródła pochodzenia, mogą różnić się składem. Dlatego przed zakupem upewnij się jaki jest skład kupowanej przez Ciebie mączki, a w szczególności czy nie zawiera metali ciężkich w ilości ponadnormowej ( mączki bazaltowe nie są zazwyczaj zupełnie od nich wolne). Dobrze jest, jeżeli producent mączki przedstawia wyniki badań, potwierdzające niską zawartość metali ciężkich.

I końcowa uwaga

Jeśli kupujecie gotowe podłoże zasięgnijcie informacji o jego składzie. Jeśli nie ma go na opakowaniu, poszukajcie na stronie producenta. Dobrze jest wiedzieć w co sadzicie swoje rośliny, choćby ze względu na ewentualne nawożenie, lub zastosowanie różnych polepszających glebę produktów.

Istotna kwestia – zawsze sprawdzajcie datę pakowania ziemi. Powinna być wydrukowana dodatkowo na opakowaniu. Worki zeszłoroczne, lub co gorzej dwuletnie, przechowywane w złych warunkach, zapewnią Waszym roślinom moc wrażeń, niestety nie pozytywnych. A małe sklepy ogrodnicze, kwiaciarnie itp. czasami nie są wstanie zbyć wszystkiego co zamówiły na sezon.

Informuję Cię, że strona używa plików cookies(tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. możesz zaakceptować pliki cookies albo wyłączyć ich używanie w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. więcej informacji o plikach cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close