Hydrożel- czy odpowiedni do donic z warzywami?

hydrożel

Może zacznę od odpowiedzi na tytułowe pytanie.

Tak. Odpowiedni.

Na początek powiem, że zdecydowanie najlepiej moim zdaniem stosować ekologiczne, naturalne metody gromadzenia wody, a także ograniczanie jej odparowywania z donic. Stosujmy zatem kompost, zeolit, wermikulit, perlit, i naturalne ściółkowanie warzyw w donicach. W wielu przypadkach to, plus system nawadniania są wystarczające. Niestety nie zawsze. Na takim balkonie jak mój, gdzie w słoneczne dni robi się Sahara i nawet cieniówka nie wiele jest w stanie pomóc, hydrożel to świetny pomocnik.

Czym jest hydrożel.

Hydrożele wymyślono już jakiś czas temu, i jego przeznaczeniem wcale nie była uprawa roślin tylko szeroko pojęty przemysł. Wszędzie bowiem tam, gdzie istnieje potrzeba zatrzymania wody musi pojawić się jakiś hydrożel. Kosmetyki, medycyna, czy choćby środki higieniczne teraz już nie obchodzą się bez hydrożeli syntetycznych, bo o nich tu mowa.

Hydrożele używane w rolnictwie składają się z cząstek polimerowych o wręcz gigantycznych możliwościach magazynowania wody. Dlaczego zastosowano syntetyczne polimery, a nie np. naturalny agar? No cóż, oprócz absorbcji hydrożel musi być na tyle trwały, by powtarzać proces magazynowania i oddawania wody co najmniej przez cały sezon rolniczy. Nie może być więc rozpuszczalny w wodzie.

Sposób działania hydrożelu jest bardzo prosty – pobiera on wodę w trakcie podlewania, a potem systematycznie oddaje ją korzeniom roślin. Normalnie – magia

Hydrożel w donicach z warzywami.

Używam hydrożeli odkąd pojawiły się na rynku ogrodniczym. Nie wszystkie były idealne, ale generalnie wszystkie spełniały swoje zadanie. Kiedy uprawia się wysokorosnącego pomidora w 10l donicy z lekkim podłożem, składającym się w głównej mierze z torfu, hydrożel to jedyne sensowne rozwiązanie. Tu nawet nawadnianie kropelkowe, choć bardzo przydatne, nie jest w stanie tak zabezpieczyć rośliny jak polimerowe granulki. Szczególnie jeśli w trakcie sezonu zamierza się wyjechać, raz czy dwa na kilka dni, hydrożel to absolutne must have.

Myślę, że od razu rodzi się w głowie pytanie, czy hydrożel jest bezpieczny? Czy razem z wodą, warzywa nie zaciągają z niego jakichś szkodliwych dla zdrowia substancji. Oczywiście nie każdy jest bezpieczny. Dlatego nie należy stosować do upraw hydrożeli przemysłowych, nieznanego pochodzenia czy przeznaczenia. Wiele z nich może być zanieczyszczonych metalami ciężkimi, czy innymi wątpliwymi dla zdrowia substancjami. Na szczęście w tym momencie istnieje wiele sprawdzonych produktów wymyślonych stricte dla ogrodnictwa, które są mieszaniną syntetycznych polimerów, naturalnych absorbentów i nawozów w startowej dawce, nie trzeba więc już eksperymentować z jednorazowymi pieluchami, jak to robili forumowicze wiele lat do tyłu.

Jak stosować hydrożel w donicach.

Gdy już wybierzecie hydrożel, bardzo istotne jest stosowanie go wg wskazówek producenta. Istnieje jednak kilka ogólnych zasad, które są niezależne od tego z jakiej firmy pochodzi nasz polimerowy przyjaciel:

  1.  Granulki zawsze przechowujemy szczelnie zamknięte i dodajemy do gleby gdy są suche. Hydrożel jest bardzo czuły na wilgoć i będzie ją natychmiast pobierał gdy tylko się z nią zetknie. Nie potrzeba zatem wody, wystarczy para wodna, szczelnie zamykajcie więc opakowania. Nie należy mieszać z podłożem zawilgotniałej galaretki, gdyż z pewnością została już skolonizowana przez różne patogeny. Wszystkie żyjątka potrzebują do życia wilgoci, więc taki zawilgotniały agrożel to nie lada gratka dla grzybów i bakterii.
  2. Granulki powinny znaleźć się zawsze w okolicy bryły korzeniowej. Oznacza to, że najlepiej zmieszać hydrożel z podłożem w trakcie wysadzania rozsad do donic, w warstwie przydennej, bo to tam dorosła roślina będzie szukać wilgoci.
  3. Dawkowanie – Zwykle na 1 litr gleby np. do doniczek  stosuje się od 1 do 3 gramów hydrożelu. Ja bym jednak sugerowała przeczytanie ulotki producenta, gdyż różne frakcje mogą mieć różną chłonność.
  4. Hydrożel obok wody wiąże rozpuszczone w niej nawozy, stąd też nie pozwala im się przemieszczać głęboko poza system korzeniowy roślin. Inaczej mówiąc, mniej nawozów z donicy wypłuczemy podlewaniem. Ale uwaga, w związku z tym trzeba mocno pilnować dawek nawozów, szczególnie gdy nawozimy mineralnie, nawozami rozpuszczanymi w wodzie.
  5. Po sezonie jeśli wymieniamy podłoże w donicach nie wyrzucamy go. Nowoczesne agrożele to połączenie polimerów hydroabsorbcyjnych  z nawozami, skałą wulkaniczną i materiałem organicznym. Doskonale nadają się do kompostowania, nie pozostawiając po sobie żadnych negatywnych skutków dla gleby, wody, roślin, zwierząt i dla ludzi. Można np. zasilić nim w wodę przydomowe rabatki, zdolność magazynowania trwa bowiem od 5 do 8 lat. Dopiero po takim czasie polimery ulegną całkowitej biodegradacji.

To chyba wszystko co trzeba wiedzieć. Nie bójcie się hydrożeli. Dzięki nim można mieć piękne zdrowe pomidory i papryki, bez suchej zgnilizny wierzchołkowej.

Hydrożele można już kupić w większości ogrodniczych sklepów. Jeśli nie ma go w Waszym pobliskim sklepie, zawsze możecie zamówić go w internecie. Mój przybył ze SklepdlaOgrodu.pl

 

 

Od czego zacząć uprawę warzyw na balkonie.

Od czego zacząć uprawę warzyw na balkonie.
Blog miał swoje 20 sekund w niusach telewizji Toya. W końcu miejskie warzywnictwo robi się modne. Balkonowe warzywniki, tak jak mi się marzyło gdy zaczynałam blogować, powstają na ścianach osiedlowych bloków, zamiast nieśmiertelnego od lat zestawu: rower, stara szafka i skrzynka z pelargoniami.

Nagrałam dwu i pół minutowy materiał, z czego wycięty został 20 sekundowy króciak, i  troszkę mi tego szkoda. Krótki nius nie wiele wnosi, jest w zasadzie wstępem do wstępu w temacie, dlatego napiszę tu sobie wszystko to, czego nie mogłam powiedzieć z braku czasu antenowego. Może przyda się jeszcze kiedyś, gdy inna telewizja zaprosi mnie do propagowania miejskiego warzywnictwa, będę gotowa

Ten wpis jest poniekąd dla mnie, bo nie mam pamki jak słoń, a z okazji tej skrętki telewizyjnej mam wiele przemyśleń. Ale też dla tych z Was, którzy dopiero chcą zacząć i nie do końca wiedzą od czego.

Od czego zacząć uprawę warzyw na balkonie?

Kiedy Pani Karolina napisała do mnie z prośbą o kilka zachęcających do upraw balkonowych słów, w mojej głowie pojawił się scenariusz do pełnometrażowego filmu no to jedziemy, cisza na planie! Akcja… :

Do założenia balkonowego warzywnika potrzebne będą:

  • nasiona i sadzonki ziół i warzyw
  • pojemniki  do których je posadzicie
  • podłoża i nawozy
  • środki ochrony roślin
  • akcesoria ułatwiające pracę

Tylko tyle i aż tyle. W gąszczu pomysłów i ofert trudno wybrać, zrobiłam więc takie króciutkie listy, które mogą Wam pomóc.

TOP 10 użytkowych roślin początkującego balkonowego ogrodnika.

Najlepiej zaczynać od kuchennych przydasiów i dziecięcej frajdy:

  1. Szczypiorek – sięgasz zgrabnym ruchem ręki uzbrojonej w nożyczki do doniczki ze szczypiorkiem…ciach, ciach i prosto na patelnię z jajecznicą, sypie się  zielenika. Swieżutka, pełna witamin. Mniam. Szczypiorek jest byliną, dzielnie znosi zimowanie na parapecie w domu, co jest dodatkową jego zaletą, a posadzony w większej skrzynce na balkonie, bez problemu przetrzyma zimowe chłody. Można go siać, ale doskonałym rozwiązaniem jest zakup gotowej sadzonki.

wykorzystanie skorupek jaj

  1. Koperek – czym są młode ziemniaczki bez koperku? Albo sałatka z ogórków i ryżowego makaronu? Koperek na zieloną masę jest absolutnym obligé w przykuchennym ogródku. Polecam odmiany Ambrozja i Herkules, są najbardziej aromatyczne i produkują zieloną masę zamiast wybijać w kwiatowe pędy.Koperek nie będzie marudził, urośnie w balkonowej skrzynce i w doniczce. To jego dodatkowa zaleta.

koper w skrzynkach balkonowych

  1. Bazylia – pomidory z bazylią , wiadomo idealny duet. Jest tyle odmian bazyli, że tylko z tego zioła można by stworzyć różnorodną kompozycję w dłuuuugiej skrzynce. Lepiej, poszczególne odmiany różnią się nie tylko wyglądem, ale i smakiem. Mamy więc spicy, mamy drobnolistną, sałatową, cynamonową, cytrynową, czerwoną….oj długo by wymieniać. Bazylia to obowiązkowa pozycja na początek. Bazylia jest rośliną jednoroczną, ale można ją siać przez cały rok. dzielnie bowiem znosi chów parapetowy i nawet w krótsze dni rzadko wykazuje niedobory spowodowane brakiem światła.
  2. Cząber – pamiętacie scenę z “Ratatuj”, w której Alfredo Linguini pyta Remiego “dobre.. coś ty tam nadodawał? Czomberu? Jest taka przyprawa?”. Otóż jest. Cząber jest niebywale aromatyczny, prosty w uprawie i nadaje się do wielu dań. Jest jednoroczny, i samosiejny. Wystarczy raz kupić nasiona, a potem pozwolić mu zakwitnąć, i na jesieni otrzepać go nad skrzynką. Na wiosnę sam się pojawi. Uwielbiają go pszczoły i bzygi, a tych nigdy dość na balkonie. Słodko pachnie i ładnie wygląda. Sama radość.
  3. Oregano -wydawać by się mogło, że to podobnie jak Cząber, only kuchenna przyprawa, ale jej zastosowanie nie ogranicza się do posypywania pizzy, jak to się robi w polskich pizzerniach. Jest nie tylko przyprawą ale bardzo cenionym ziołem leczniczym o antyseptycznym działaniu, a na dokładkę odstrasza szkodniki. Jest mrozoodporną byliną, która przezimuje na balkonie i ma wiele pięknie wyglądających aromatycznych odmian, które nie wyrastają w wielkie krzaczory, tak jak to ma w zwyczaju oregano zwyczajne. Moim ulubionym jest Oregano złociste, o żółtych listach i wyjątkowym smaku. Jest nieco delikatniejsze, przez co trochę bardziej wymagające, pięknie jednak komponuje się w skrzynkach z paprykami i jadalnymi kwiatami.
  4. Sałata – sianie sałaty przypomina sianie trawy. Wysypujesz, dociskasz, spryskujesz. Każdy mały pomagier poradzi sobie bez trudu z tym zadaniem. A kilka tygodni póżniej, będzie mógł tą samodzielnie wysianą sałatę urwać, i położyć sobie na kanapce. Gwarantuję, że jej wartość w dziecięcych oczkach wzrośnie niebotycznie.
  5. Truskawki całoroczne – co tu kryć. To mój numer jeden z listy dziecięcych frajd. Małe czy duże dzidzi, widząc czerwieniącą się truskawkę na krzaku, nie jest w stanie powstrzymać się. Milka jest już nastolatką, a co dzień penetruje krzaki balkonowe w poszukiwaniu upragnionej owocowej zdobyczy.
  6. Miechunka czyli rodzynek brazylijski – a konkretnie odmiana Aunt Molly. Ja wiem, że jej nasiona są trudne do dostania, ale rośnie w  niezbyt duże krzaki idealne do donic, i bajkowo wygląda obsypana mini baldaszkami. Może nie jest tak słodka jak odmiany z koszyczków w marketach, ale własna i bardzo prosta w uprawie.
  7. Ostre papryczki – kilogram papryczek Chilli kosztuje ponad 50 zł, i na dokładkę nie we wszystkich sklepach można ją kupić, a świeża ostra papryka to kuchenny hicior. Uprawianie jej naprawdę nie stwarza wielkich problemów, i nie koniecznie od razu trzeba zaczynać od Carolina Reape, czy Trinidad Moruga Scorpion. Wystarczy ozdobna Sangria Chilli, lub Little Elf. Mają ostrość, która nie zrobi krzywdy bobasowi ciekawemu eksperymentalnie wsadzić ją sobie prosto z krzaka do buzi ( co najwyżej skończy się to chwilą płaczu), a bezbłędnie sprawdzi się jako przyprawa, a nawet skład kanapek czy sałatek. I przy tym wszystkim są piękne.
  8. Mini pomidorki koktajlowe (karzełki) – ostatnie na liście są karłowe pomidorki koktajlowe. Wiele osób uważa, że są nie smaczne, bo mają twardą skórkę. Uwierzcie, istnieją odmiany nie tak starannie opakowane np. żółte Venus, o całkiem znośnej skórce, ale ta skórka zawiera wiele pożytecznych dla zdrowia składników. Poza tym zawsze można sparzyć ją, i szybciorem zdjąć. Karzełki rosną w balkonowych skrzynkach, w małych doniczkach, można je uprawiać nawet na parapecie.

 

Pamiętajcie, że to moja lista, jeśli zamiast szczypiorku wolicie pietruszkę naciową, to posiejcie tą drugą. Idea jest taka, że na początek wybieramy rośliny kompaktowe, nie wymagające zbyt wielu zabiegów pielęgnacyjnych i dużej ochrony. Użyteczne na wiele sposobów, zarówno w kuchni jak i w pojemniku. Łatwiej na nich nauczyć się podstaw pielęgnacji roślin, chwycić trochę wiedzy z warzywnictwa, i nie z niechęcić się przy tym narastającymi problemami.  Sami zobaczycie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, i po pierwszych sukcesach będziecie chcieli więcej i więcej. Potem ogórki, cukinie, kukurydze, borówki, drzewka owocowe…w pionie, poziomie, na barierkach, na ścianie, zwisające piętrowo z barierek, aż normalnie balkon zacznie pękać w szwach. To naturalna kolej rzeczy.

Oczywiście są rzeczy, których absolutnie nie należy robić, ale przykazaniami dla miejskiego ogrodnika zajmiemy się później. Teraz…

Top 5 pojemników na mały balkon do uprawy warzyw

1. Kosze na śmieci z Ikea no wiem, dość nietypowo, ale naprawdę uważam, że to pozycja numer 1. bardzo estetyczne, białe, więc pasujące na każdy balkon. Idealne do pomidorów, szczególnie wiotkołodygowych koktajlowych odmian, przewieszających się przez ranty. Doskonałe dla miechunek i papryk. 10l to akurat tyle, ile potrzebują nawet te większe odmiany. I jeszcze jedno, baardzo trwałe. Moje służą mi piąty rok, i cały czas wyglądają tak samo, gdy większość plastikowych donic, straciło kolor i doznało mniejszego lub większego uszczerbku zimując na zewnątrz.

 

2. Balkonowe skrzynki z systemem nawadniania z Lidla – najlepsze skrzynki jakie miałam ever. Fakt, trzeba monitorować czy po ulewnych deszczach korzenie sałat, lub pomidorów nie pływają w wodzie, ale to niewielka zapłata za wygodę. Rezerwuar wystarcza nawet na kilka dni w upalne lato. Uprawiam w nich truskawki, pomidory, papryki, bazylię, szpinak a nawet rzodkiewki.  Nie zamieniłabym ich na żadne inne. Mam je 5 rok na balkonie, i delikatnie jedynie wyblakły od słońca.

3. Skrzynki po jabłkach ( drewnianie) – Doskonały pojemnik do większych roślin takich jak ogórki, cukinie czy wielkoowocowe pomidory. Jego zaletami są estetyczność ( każdy może sobie pomalować taką skrzynkę na pasujący mu kolor) i możliwość tworzenia w nich wieloroślinnych kompozycji. Doskonale sprawdzą się też, przy warzywach korzennych, takich jak buraczki czy marchewka. Oczywiście ich ekskluzywną wersją są gotowe skrzynki balkonowe robione przez stolarza, droższą ale równie funkcjonalną. A na osiedlowe balkony wersja light – plastikowa 🙂

4. Wiszące doniczki – w zasadzie chodzi mi o ideę, a nie konkretny produkt dostępny na rynku, bo doniczki można podwieszać u sufitu balkonu na wiele sposobów. Pamiętam, że za mojego dzieciństwa modne były siatki z makramowych splotów własnoręcznie robione. Wystarczy hak, taka plecionka, i można umieścić w niej dowolny pojemnik. Są jednak dostępne w handlu gotowce,  jeśli ktoś nie ma zręczności do DiY. Można dzięki nim zawiesić swoje rośliny zarówno na suficie, jak i na ścianie. Wiszące donice niosą ze sobą pewne utrudnienie w podlewaniu, dlatego ja mając duży balkon, rzadko je stosuję. Przy małym balkonie często są jednak jedynym sposobem na powiększenie upraw.

5. Regały ogrodowe – Na balkonie każdy skrawek podłogi najlepiej gdy liczy się podwójnie, a jak się uda to nawet i potrójnie. Do tego celu najlepsze są regały. Przysunięte do ściany, ze schodkowymi półkami ułatwiającymi roślinom dostęp do światła. Poza wygodą i potrojeniem miejsca na donice, łatwo je przykryć włókniną, lub folią, gdy na dworze jest jeszcze zbyt zimno, choćby w nocy. To w zasadzie nie pojemniki, ale można kupić lub zrobić wersję regału od razu zintegrowaną z pojemnikiem. Dla mnie nie jest ona tak wygodna jak regał i pojemniki osobno, niemniej na małych przestrzeniach może sprawdzić się równie dobrze.

Jest rzecz jasna wiele dylematów związanych z wyborem pojemników do uprawy warzyw. Czy wybrać plastik, czy terakotę? Czy sprawdzi się budowlana kastra? Na ten temat jest inny artykuł, znajdziecie go tutaj: pojemniki do uprawy warzyw na balkonie.

Top 10 akcesoriów ogrodowych

  1. konewka z długim wąskim dziubkiem i nakładanym sitkiem –  gdy na balkonie robi się gęsto, podlewanie kubeczkiem jest niepraktyczne. Najlepiej do tego celu sprawdzi się konewka o długiej szyi. Miałam chyba z cztery rodzaje konewek i tylko ta została na stałe. ma 4l nie jest więc bardzo ciężka, i dociera wszędzie precyzyjnie. Nie leję wody bez sensu na liście dzięki niej, i mogę dotrzeć nawet do doniczek ustawionych kaskadowo na stojakach.

 

  1. system nawadniania – to taki przydaś, bez którego trudno wyjechać na urlop, chyba, że ma się pod ręką życzliwego sąsiada. Jest kilka rodzajów nawadniania nadającego się na balkony. Ja wybrałam takie z solarem i pompką tłoczącą wodę z beczki, ale są też prostsze i tańsze urządzenia.

  1. zestaw narzędzi: wąska łopatka, kultywator, widełki i motyczka –  przestrzenie w skrzynkach i donicach są niewielkie, ale i tu trzeba od czasu do czasu zruszać ziemię. Tradycyjne narzędzia ogrodnicze w zasadzie na nic.  Ja używam zestawu narzędzi pielęgnacyjnych CELLFAST 40-050. Jest wygodny i trwały.

  1. nożyczki ogrodowe lub sekator nożycowy – oczywiście zwykły sekator też się nada, ale poręczniejsze są nożyczki. Miałam do tej pory chyba z 5 sztuk różnych nożyczek. Najlepsze okazały się Fiskarsy. Służą mi kolejny rok.

  1. rękawice ogrodowe – Dobrze dobrane rękawice do prac ogrodowych to skarb. Gleba bardzo niszczy i wysusza dłonie, bez rękawic, każdorazowo trzeba by zużywać tony kremów i balsamów by utrzymać ręce w dobrej kondycji. Dodatkowo noszenie rękawic oszczędza czas, utrzymując ręce i paznokcie w czystości. Nie wszystkie rękawice sprawdzają się we wszystkich pracach. Dlatego warto zaopatrzyć się co najmniej w trzy ich rodzaje. Silikonowe sprawdzą się do prac precyzyjnych takich jak sianie, czy niszczenie mszycowych kolonii. Bawełniane wampirki będą idealne do przesadzania rozsad, a ogumowane najlepsze będą do mokrych prac.
  2. ściółka do donic – ściółkowanie donic zabezpiecza podłoże przed nadmiernym parowaniem. To dobry sposób na oszczędzanie wody do podlewania i czasu na to podlewanie używanego. Słoma uwierzcie mi, jest nie praktyczna na balkonie. Lepszym rozwiązaniem sa krążki kokosowe lub chrobotek reniferowy. Obie opcje wyglądają estetycznie, a jednocześnie można ich używać kilka sezonów.

Sean's Yellow Dwarf

  1. opryskiwacz – bardzo ważne narzędzie. Najlepiej mieć dwa. Jeden mały, do spryskiwania siewek i interwencyjnych oprysków, które potrzebne są jedynie w małej ilości. I drugi, pojemności 1l – 2l najlepiej ciśnieniowy, kompresyjny z precyzyjną metalową, regulowaną dyszą, miarką poziomu cieczy i mechaniczną blokatą strumienia. Najlepszy tego typu spryskiwacz jaki miałam kupiłam w Biedrze. Teraz używam Marolexa, którego dostałam od firmy, ale tamten biedronkowy w niczym mu nie ustępował.
  2. miarki do nawozów krystalicznych – doskonałe są miarki kuchenne z Ikei. kosztują 3 złote, są spięte więc się nie pogubią. Czasami nie ma innego wyjścia jak sporządzić interwencyjny oprysk z nawozów mineralnych by uratować plony. Nie wszyscy producenci nawozów dodają do swoich produktów miarki, a precyzyjne odmierzenie ilości jest bardzo istotne.
  3. podpory do roślin – świetne są pałąki bambusowe. Przez kilka sezonów używałam tyczek bambusowych, aż zakupiłam pierwsze bambusowe łuki. Doskonałe do pomidorów. Do fasolek, groszku i cyklantery sprawdzą się bambusowe drabinki.
  4. lupa z dużym powiększeniem i podświetleniem – niezbędne akcesorium. Przynajmniej według mojej opini. Rośliny lubią kolonizować różne mini organizmy, i lupa okazuje się często konieczna, by dojrzeć co w pomidorze czy papryce piszczy.

Są też inne przydatne rzeczy, powyższe jednak uważam za najistotniejsze, niezależnie od rodzaju balkonu. Na niektórych przydadzą się jeszcze schodki lub drabinka ułatwiające podlewanie, na innych większa pergola. Sami z czasem dojdziecie, co na Waszym balkonie sprawdzi się najlepiej.

Top 10 ekologicznych środków ochrony roślin na balkon

1. Pokrzywa – oczywiście zrobiona własnoręcznie jest na wagę złota, ale nie każdy ma takie możliwości. Na szczęście można już kupić gotowe preparaty, które są skuteczne i praktyczne.

2. Mydło potasowe – jest w handlu kilka wersji tego specyfiku: z dodatkiem czosnku, wrotyczu, aktywnego węgla. Można też w prosty sposób mydło potasowe zrobić samemu, jeśli lubicie takie ręczne robótki z dziedziny chemii 🙂 Specyfik ten jest niezbędny do mycia pojemników, świetnie się sprawdza do dezynfekcji narzędzi ogrdowych i działa zabójczo na niektóre szkodniki. Fakt, nie na wszystkie, ale zawsze lepiej zacząć od mydła potasowego niż od chemicznych substancji szkodliwych nie tylko dla owadów.

3. mączka bazaltowa – środek ochrony i nawóz. W oddzielnym artykule znajdziecie wszystko co  balkonowy ogrodnik powinien wiedzić na jej temat. Wspomnę tylko, że ma dość szerokie zastosowanie,  nie tylko jako ochrona.

4. soda oczyszczona – bardzo się przydaje.

5. olej neem – Jest owadobójczy. Podobnie jak olej rydzynowy z lnianki. W zasadzie oba te oleje warto mieć, lub chociaż gotowe specyfiki na  bazie  olei roślinnych. Takimi dostępnymi w handlu preparatami są Emulpar, czy Multi-Insekt.

6. olejek herbaciany – niebywale przydatny. Za jego pomocą można pozbyć się pleśni z doniczek i niektórych grzybowych problemów na roślinach jadalnych.

7. wyciąg z grapefruita – to nie tylko środek ochrony ale stymulator wzrostu. Działa na rośliny pobudzająco i wspomaga ich odporność na stres.

8. wyciąg z oregano

9. mleko

10.  aspiryna

Top 6 ekologicznych nawozów na balkon

  1. Biohumus – nawóz wytwarzany przez dżdżownice chyba juz każdy zna. Jest ekologiczny i doskonale sprawdzi się przy uprawie ziół i listków.
  2. Pokrzywa – znów wracamy do pokrzywy. Swojska dobra, sklepowa też może być.
  3. Obornik granulowany – nie ma co się go bać. Granulowana wersja nie daje tak po nosie. Można wybrać mieszany, bydlęcy, koński lub owczy. Polecam szczególnie ten ostatni ze względu na proporcje składników pasujące pomidorom i paprykom. W sprzedaży znajdziecie też kurzą wersję oraz egzotyki typu guano jakichś morskich ptasiorów typu albatrosy czy pingwiny, zbierane ze skał na dalekich wyspach.  Osobiście uważam, że ptasie odchody nie są odpowiednie do nawożenia na balkonach, gdyż są zbyt azotowe i mają mocny zapach.
  4. Mączka bazaltowa – o jej właściwościach już wspomniałam. Jeszcze kilka lat temu zakup takiej mączki był wyzwaniem, w ogrodniczych sklepach po prostu jej nie było. Teraz można ją nabyć w małym kilogramowym opakowaniu. Uzupełnia podłoże o mikroskładniki niezbędne roślinom, jest też środkiem ochrony.
  5. Kompost granulowany – workowana ziemia kompostowa jest ciężka, przez co problematyczna na balkonie, wersja granulowana jest jej lepszą kuzynką. Bardziej skondensowana, dzięki czemu można ją dodawać do donic jak każdy inny nawóz czyli garścią nie wiadrem.
  6. Nawozy organiczne na bazie owczej wełny i łupi kakaowca -to  też granulaty bezzapachowe.

Podłoża

Jeśli chodzi o podłoża to powiem jedynie, że z racji na ich ciężar najlepiej wybierać podłoża torfowo – kokosowe. Balkony mają swoją nośność i gromadzenie na nich wielu kilogramów ziemi nie jest dobrym pomysłem. Dlatego odradzam, choć są niewątpliwie idealne dla upraw warzywnych, ciężkie ziemie kompostowe. W zamian proponuję użyć kompostu granulowanego jako dodatku do lekkiego podłoża.

Zasada na balkonach jest taka: im lżej tym lepiej, bo. Co oznacza, że wszystko co da się odchudzić, odchudzamy. Jak najlżejsze pojemniki, jak najlżejsze podłoża, jak najlżejsze podpory, regały itd. Lekkie jest dobre. Ciężkie to katastrofa budowlana.

z ogrodniczym pozdrowieniem Anja

 

 

 

 

Uprawa pomidorów w donicach- mini poradnik cz.1

Uprawa pomidorów w donicach- mini poradnik cz.1

Uprawa pomidorów w donicach

Niestety, nie jestem w stanie z racji na awarię sprzętu dokończyć na czas publikacji pomidorowej. Zdecydowałam w desperacji, że podzielę ją na części w nadziei, że zakupię jakiś komputer w najbliższym czasie. Pierwszą część opublikuję już teraz, gdyż czas na siewy pomidorów już nadszedł i nie ma na co czekać. W prawdzie na blogu temat siewu i pielęgnacji rozsad pojawiał się już kilka razy, ale przypomnieć nie zaszkodzi.

Please wait while flipbook is loading. For more related info, FAQs and issues please refer to DearFlip WordPress Flipbook Plugin Help documentation.

Nawożenie dolistne

Nawożenie dolistne

Co to takiego nawożenie dolistne i po co się je stosuje?

Powiem Wam, że w uprawie donicowej nawożenie dolistne bywa zbawieniem. Korzenie uprawianych roślin spełniają różne funkcje, jednak podstawowym ich celem jest pobieranie składników pokarmowych i zaopatrywanie rośliny w wodę. Co jednak jeśli donica jest niewielka, a podawane nawozy rozpuszczają się zbyt szybko i podłoże ulega nadmiernemu zasoleniu?

Ano kłopoty murowane. Z drugiej strony podawanie mniejszych dawek nawozów, lub stosowanie jedynie nawozów organicznych może niestety spowodować, że naszemu pomidorkowi, czy papryce zabraknie nie całego spektrum składników, a wybiórczo jednego. Dodatkowo, trudne utrzymanie optymalnych warunków uprawy w niewielkim pojemniku może skutkować zahamowaniem pobierania jednego z minerałów. Tak czy inaczej, nawet jeśli na początku okresu wegetacyjnego zadbaliśmy o wszystko i zawartość wszystkich składników w podłożu jest optymalna, po miesiącu lub dwóch często zaczynają się schody. Chlorozy liści, dziwne dziury i zniekształcenia, zahamowanie wzrostu i opadające zawiązki. Huston mamy problem.

I tu z pomocą przychodzi nawożenie dolistne. Rośliny bowiem mogą pobierać składniki odżywcze nie tylko za pomocą korzeni, ale również poprzez liście, łodygi, pąki a nawet owoce.

Krótka ściąga – kiedy stosować nawożenie dolistne:

  • Przy ograniczonej aktywności korzeni, np. w skutek przelania
  • Przy widocznym wystąpieniu niedoborów składnika na liściach, pędach lub owocach wynikających z braków tego składnika w podłożu np. przy zbyt małym pojemniku
  • Przy niedoborze składnika wynikającego nie z jego braku w podłożu, a z braku możliwości pobierania go przez roślinę np. przy suchej zgniliźnie wierzchołkowej powstałej po przesuszeniu podłoża

Do nawożenia dolistnego stosuje się nawozy mineralne czyli tzw. sztuczne ( choć ostatnio zaczynają pojawiać się na rynku mgiełki nawozowe z bohumusu czy obornika – czego to ludzie nie wymyślą, deszcz z kupą  )

Są to jednak nawozy  ( mówię o tych mineralnych) stosowane formie bardzo rozcieńczonej. Z jednej strony powoduje to niezbyt trwały efekt, ale… straty składników są mniejsze niż przy podawaniu nawozu do ziemi, a samo działanie jest ekspresowe w porównaniu z absorbcją korzeniową, a o to przecież chodzi w działaniu interwencyjnym. Np. azot stosowany dolistnie w postaci mocznika jest już po 30 minutach w połowie pobrany, a po 40 godzinach przyswojony nieomal w 100%

Tempo pobierania składników mineralnych z nawozów stosowanych dolistnie:

Azot (N) 80% po 5 godzinach
Magnez (Mg) 20% po 1 godzinie; 50% po 5 godzinach
Fosfor (P) 50%po 2,5-6dniach
Potas (K) 50%po 1-4 dniach
Wapń(Ca) 50% po 4-5 dniach
Bor (B) 50% po 2 dniach
Miedź (Cu) 50% po 1-2 dniach
Mangan (Mn) 50% po 1-2 dniach
Cynk (Zn) 50% po 1 dniu
Żelazo (Fe) 8% po 1 dniu

 

Wiadomo więc już po co jest nawożenie dolistne. Ma w przypadkach awaryjnych zapobiegać nawozowej katastrofie. Nie należy jednak sądzić, że zastąpi nawóz podawany do gleby. Nie, nie zastąpi.

Dobra. Teraz o tym jak stosować.

  • Zależnie od intensywności występowania objawów niedoborów trzeba zrobić 3 do 6 oprysków w odstępach około tygodniowych. 
  • W zależności od wieku rośliny stosujemy stężenie niższe lub wyższe ale w granicach zalecanych w przypadku danego nawozu. Im młodsza roślina tym niższe stężenie nawozu. To bardzo ważne bo podanie zbyt dużego stężenia może spowodować uszkodzenie a nawet śmierć rośliny, a tego nie chcemy.

Od razu powiem w tym miejscu, że wskazówki na butelkach z nawozami do oprysków przez długi czas napawały mnie bezgraniczną frustracją. Taki zapis:  0,3- 0,03…. % rany o co w tym chodzi? Ile ja mam tego dać na litr wody. I czy mam dać z górnej stawki widełek czy z dolnej? Tu  właśnie trzeba się zastosować do zdroworozsądkowej reguły – im młodsza roślina tym mniejsze stężenie. Im słabsze objawy tym bliższe dolnej granicy widełek stężenia itd.

  • Musicie pamiętać, że pobieranie składników przy nawożeniu dolistnym jest mocno uwarunkowane od czynników zewnętrzych. Co to znaczy? Tyle, że powietrze musi mieć określoną wilgotność i temperaturę. Suche i gorące klimaty to przepis na kolejne kłopoty. Nie opryskujemy w słońcu, w upały i susze. Najlepiej zabiegi takie wykonywać rano lub wieczorem w pochmurne bezwietrzne dni. Powiedziałabym, że można świetnie zaaranżować takie warunki w domowej łazience, ale to kłopotliwe. No chyba, że nie ma innego wyjścia.
  • Kolejna wskazówka – opryskujemy nie tylko wierzch liści, ale również spód, bo to właśnie spodnia strona blaszek liściowych silniej pobiera składniki mineralne niż górna.

Zalecane stężenia nawozów do dokarmiania dolistnego  – tabelka 

I ostatnia sprawa. Forma nawozu. 

Tu już trzeba liznąć kapkę chemii. Nie byłam z niej zbyt mocna w szkole, ale okazało się, że ogrodnictwo to w 60% wiedza chemiczna, lub jej pokrewna. Dochodzi do tego jeszcze matematyka ( drugi z moich najgorszych szkolnych koszmarów), a reszta to powiedzmy szeroko pojęta wiedza przyrodnicza. Kto by pomyślał. By uprawiać warzywa trzeba mieć ścisły umysł.

Wracając do tematu, w przypadku makroskładników najlepiej postawić na saletry i mocznik, natomiast mikroskładniki najszybciej i najlepiej przyswajane są w postaci chelatów, czyli połączeń ze związkami organicznymi.

Oczywiście i tu przychodzą nam z pomocą producenci nawozów, prześcigając się wręcz w wymyślaniu nowych kompleksowych formuł, zawierających różne kombinacje do dolistnego nawożenia. Warto je stosować? 

Oczywiście. Jeśli ma się odpowiednią wiedzę, stosowanie nawozu jednoskładnikowego nie jest problemem. Jeśli jednak nie jest się pewnym co do tego, co należy podać i w jakich ilościach, taka wersja w butelce z napisem „na żółknięcie liści” lub „na suchą zgniliznę” może być dobrym rozwiązaniem.  A poza tym jak się jest chemicznym niedoukiem, tak jak ja, często trzeba zdać się na tych, którzy zminimalizują ewentualne zagrożenie pomyłką.

Żeby było łatwiej poniżej podaję kilka przykładowych sytuacji awaryjnych i sposób na nie za pomocą dolistnej interwencji nawozowej, oraz opisu czego możecie się po takiej interwencji spodziewać.

Niedobór wapnia na liściach papryki. 

O dziwo to dość częsty problem, i to już w ostatnim stadium rozsady, lub w czasie kwitnienia. Spotkać Was może z różnych powodów. Nie będę się w to teraz zagłębiać. Tak czy inaczej…

Objawy:

Zniekształcenia i dziury w młodych liściach o nieregularnych i poszarpanych kształtach. Roślina hamuje ze wzrostem i kwitnieniem. W dalszej fazie dochodzi do karłowacenia. źle to rokuje dla plonów.

niedobór wapnia

Interwencja:

U mnie w takim wypadku w ruch idzie saletra wapniowa.  3 opryski w odstępie 5 dni w stężeniu 0,3 %

Saletra wapniowa wchłania się dość szybko, niestety zniekształcenia na liściach już zniekształconych pozostaną. Trzeba obserwować nowe przyrosty. Jeśli kolejne liście będą rozwijały się prawidłowo, kuracja przyniosła oczekiwany rezultat.

Niedobór magnezu na liściach pomidorów i papryk.

To kolejny często spotykany problem, który dotyka i moje warzywa. Przyczyny tkwią zazwyczaj w zachwianiu równowagi mineralnej w podłożu, ale też związane są często z odmianą. Sporo odmian pomidorów jest bardziej zachłanna na magnez. Jeśli się tego nie wie, łatwo o niedobory.

Objawy:

Zaczyna się od jasnych plam na liściach, zwanych fachowo chlorozami. Takie jasnozielone plamki między nerwami na liściach

W końcowym stadium mogą prowadzić nawet do paskudnych nekroz. Poza zachwianiem procesu fotosyntezy co powoduje słaby wzrost rośliny i zaburza pobieranie innych składników mineralnych, niedobór magnezu wpływa również na smak owoców. Pomidory są kwaśne, a papryki bez wyrazu. 

Interwencja:

Osobiście stosuję w takich przypadkach jakiś preparat kompleksowy z podwyższoną zawartością siarczanu magnezu, i schelatowaną formą żelaza mając w głowie, że problem już pociągnął za sobą inne konsekwencje. Doskonałe do tego są preparaty floromix lub florovit  na chlorozy. Stosuje się je co 4 dni, aż do ustąpienia objawów. Można też zrobić oprysk z samego siarczanu magnezu, szczególnie gdy objawy zauważymy  i rozpoznamy w początkowym stadium ( kupicie w aptece, to sól gorzka ) w stężeniu 0,5% 3 do 4 oprysków w odstępie 5-7 dni.

Sucha zgnilizna wierzchołkowa na owocach pomidorów i papryk.

Tak. To kolejny przypadek, który zdarza się każdemu chociaż raz. Zazwyczaj pojawia się gdy kilka razy zapomnimy podlać donicę z pomidorami. Podatne są na tą przypadłość szczególnie odmiany o podłużnych owocach.

Objawy:

Na owocach od strony wierzchołka pojawiają się ciemne, wklęsłe plamy, sięgające w głąb miąższu.

niedobór wapnia na pomidorach
żniwo niedoboru wapnia

Interwencja:

Jedyną słuszną metodą jest jak dla mnie oprysk z saletry wapniowej i uwaga…. opryskujemy owoce, a nie liście. Trzeba zrobić 2 do 4 oprysków, w zależności od zaawansowania problemu, gdy tylko zauważymy objawy. Odstęp 4-5 dniowy. Ostatni taki zabieg należy wykonywać na 2 tygodnie przed zbiorem owoców. 

Pojawiły się też nowe formuły nawozowe z wapniem i cynkiem do zapobiegania takim sytuacjom jak powyżej opisywana. Oprysk w takim przypadku robi się profilaktycznie  dwa razy. W czasie kwitnienia i w czasie owocowania.

Nie bójcie się nawożenia dolistnego. Czasami nie ma wyjścia. Lepiej bowiem mieć zdrowe, pełne składników odżywczych warzywa, niż chore, wycieńczone rośliny, nie cieszące ani oka, ani podniebienia.

Co kryje się w opisach pomidorowych odmian – wysokie, samokończące, co to oznacza.

Co kryje się w opisach pomidorowych odmian – wysokie, samokończące, co to oznacza.

Zapomniał wół, jak cielęciem był. Po raptem kilku latach uprawiania pomidorów, zapomniałam, że można nie wiedzieć jakie to pomidory wysokie, a jakie samokończące. Co oznacza dopisek karłowe, koktajlowe, cherry lub befsztyk, czy serce. Dla tych więc, którzy zaczynają przygodę z pomidorami, mini poradniczek.

Tytułem wstępu

Pomidor  jest rośliną jednoroczną, należącą do rodziny psiankowatych, czyli tej samej, do której należą bakłażany, miechunki i ziemniaki.

System korzeniowy pomidora jest z definicji dobrze rozwinięty, w zależności od rodzaju, odmiany, i sposobu uprawy może sięgać nawet do 130 cm w głąb podłoża. Jeśli wilgotność podłoża jest dostateczna, pomidor ma tendencje do wypuszczania korzeni przybyszowych na całej długości łodygi i pędów zagłębionych w ziemię.Bardzo cenna umiejętność, szczególnie dla naszych amatorskich poczynań parapetowych. Dzięki niej zbyt wybujałe w fazie rozsady rośliny, przesadzamy z czystym sumieniem  pod liścienie, wiedząc, że pomidorek skorzysta z tego, i puści dodatkowe korzonki – tu uwaga, nie wszystkie rośliny posiadają tą umiejętność. Poniżej mini schemacik o co chodzi z tymi korzeniami przybyszowymi i sadzeniem pod liścienie. Oczywiście nad liścieniem łodyga też jest zielona, chodziło o zaznaczenie tej części, która trafi do ziemi
sadzenie rozsady pomidora

Określenia pomidora, które możesz znaleźć w jego opisie na opakowaniu z nasionami

Pomidor ma kilka cech, które wpływają na określeniowy misz-masz. Określenia te pojawiają się na torebkach z nasionami, i często wprowadzają w zakłopotanie świeżo upieczonych adeptów warzywnictwa.

Najważniejsze z tych cech to wzrost i wysokość, długość okresu wegetacji a później, kształt i barwa owoców, oraz ich wielkość i zastosowanie kulinarne.

Wyróżniamy więc:

  • Pomidory wysokorosnące – czyli takie, które rosną i rosną  wciąż zawiązując nowe owoce. Gdyby nie zima to rosłyby tak bez końca. Potrafią w sezonie dorosnąć do 3 m. Na etykietach pojawiają się w ich przypadku określenia : wysokie, o nieokreślonym wzroście, o niekończącym wzroście, indeterminate. Te pomidory trzeba regulować i w końcowym etapie ogławiać, jak również palikować. Dlaczego? Jeśli wysokorosnący pomidor pozostawicie bez wycinania bocznych pędów, to będzie rozrastał się wzwyż i wszerz, no i kładł po ziemi.. Wygląda to tak: najpierw roślina rośnie pionowo, potem zaczyna pochylać pęd ku ziemi, i rozrasta się poprzez wypuszczanie z kątów liści pędów bocznych I rzędu. Następnie z nich wypuszcza kolejne pędy, II rzędu i tak dalej, i tak w nieskończoność. Będzie też kwitła i zawiązywała owoce na wszystkich pędach ( po jednym gronie na pęd ), ale te będą zdrobniałe, a krzak nie do opanowania. Mnóstwo liści i łodyg i tylko gdzie nie gdzie kilka owoców, z których nieliczne zdążą dojrzeć w tym szale rozrastania się rośliny.
    samokończący i wysoki pomidor
    Na zdjęciu pomidor wysoki Malachitowa Szkatułka (ten po prawej, prowadzony na dwa pędy) i samokończący koktajlowy pomidor Dzieckij Słodkij ( nieregulowany)

    Dwa szkice dla zobrazowania, o co chodzi z regulowaniem krzaków odmian wysokich. Tak wiem liściory mi wyszły  nieziemskiej urody . Napiszę o tym zagadnieniu więcej już wkrótce.

oraz

  • Pomidory samokończące – czyli takie, które mają określoną stałą wysokość w genach. Wytwarzają na pędach drugim i trzecim kwiatostany i kończą temat.  Dorastają w związku z tym, do tej zakodowanej w genach wysokości i ani centymetra dalej ( żartuję). Ich wysokość może być różna. Wśród pomidorów samokończących są takie odmiany, które osiągają 1,50 m i takie o 30 cm wysokości. Mają krzaczasty pokrój, ale nie rozrastają się w nieskończoność. Nic nie trzeba im wycinać, ( chyba że krzak jest tak gęsty, że tworzy zwartą masę liści. Wtedy robi się, nazwijmy to prześwietlenie, by wpuścić światło i powietrze do jego wnętrza. Dzięki temu liście łatwiej obsychają, nie łapią chorób grzybowych itd. Poruszę ten temat w bardziej szczegółowym artykule o regulowaniu pomidorów). Żeby nie było tak łatwo, wśród tych znajdują się pomidory:
  • wiotkołodygowe, których pędy są cienkie, tak jak u odmian wysokich, a nawet często cieńsze.  Dorastają one również do różnych wysokości i muszą być odpowiednio palikowane jeśli nie pozwolimy im się zwieszać za pojemnik. Do takich odmian należą Pendulina Orange, Perła Ogrodu, Cream Sausage, Green Sausage. Rośliny idealne do wysokich donic to właśnie odmiany samokończące wiotkołodygowe o drobniejszych owocach. Przewieszają swoje pędy pięknie poza donicę, dzięki czemu mają bardzo atrakcyjny wygląd.,Pendulina Orange- krzak samokończący wiotkołodygowy, koktajlowy.
Pomidor wiotkołodygowy, samokończący Perła Ogrodu
  • sztywnołodygowe, teoretycznie nie wymagające palikowania ( w praktyce wygląda to tak, że pod ciężarem owoców potrafią się chylić dość mocno i paliki okazują się niezbędne ). Mają sztywne pędy, nadają się do donic i pojemników, ale również do gruntu. Które to odmiany? Maliniak, wszystkie pomidory typu Dwarf, Beta, itp. 
    Samokończący, sztywnołodygowy pomidor Idarot Dwarf

  Co w takim razie oznacza karłowy? I gdzie go umiejscowić w tej systematyce?

Otóż Karłowe, to po prostu pomidory samokończące, które po utworzeniu odpowiedniej ilości kwiecia ( jak to samokończące), przestają rosnąć i zajmują się już tylko wiązaniem i dojrzewaniem owoców. Ich krzaki nie przekraczają zazwyczaj wysokości 70 cm.

Wśród nich znajdują się również najmniejsze krzaczki mające po 30 cm wysokości, takie jak Venus, czy Mikro Tom.

Pomidorki karzełki zagladają mi przez okno z zewnętrznego parapetu.

Pozostałe cechy to kształt, barwa, wielkość owoców ich mięsistość i przeznaczenie kulinarne.

Kształt

Ze względu na kształt, dzielimy pomidory na kuliste, podłużne, spłaszczone i serca, oraz ich różne kombinacje. W związku z krzyżowaniem pomidorów o różnych cechach, powstały i takie o nietypowym wyglądzie gruszki, okrągłe z czubkiem, żebrowane czy podłużne z czubkiem. Cechy te oprócz wizualnych różnic, determinują również w pewnym stopniu rodzaj miąższu, nie należy się tu jednak spodziewać jakiejś sztywnej reguły.

Różnorodność wielkości, kształtów i barw pomidorów jest przeogromna.

Kolor

Wśród barw oprócz tak oczywistej jak czerwona, mamy żółte, różowe – tzw. malinowe, pomarańczowe, czarne ( choć tak naprawdę w większości raczej ciemno-brązowe) indygo, białe, zielone, i ich różne mieszanki określane mianem bi-color, lub tri-color. Plus odmiany w paski. Oj jest tego. Barwa determinuje smak pomidora, ale również jego potrzeby nawozowe ( tak, to jest ze sobą powiązane ). Pomidory zielone zazwyczaj są łagodniejsze w smaku, o większej słodyczy niż większość odmian czerwonych. Smak malinowych chyba każdy zna, a czarne i indygo często mają w sobie nutkę korzennego smaku.

Jedziemy dalej…

Miąższ

Ze względu na miąższ dzielimy pomidory na mięsiste  ( typ befsztyk), i jak dla mnie, całą resztę ;), choć tu też jakieś nazewnictwo dodatkowe występuje. Mało istotne dla mnie, jak będziecie mieli potrzebę, wygooglacie sobie 🙂

Wielkość owoców

Została nam jeszcze wielkość owoców i tak: 

typ cherry to 15–30 g; 

koktajlowy 25–40 g; 

o małych owocach 50–100 g, średnicy 47–57 mm; 

o średnich owocach 100–150 g, średnica 57–67 mm; 

o dużych owocach 150–200, średnica 67–82 mm; 

oraz o bardzo dużych owocach 200 g do 1 kg, średnica powyżej 82 mm. (tzw, giant)

Szczególnie nazwa cherry dodawana do koktajlowych odmian na opakowaniach może budzić wiele pytań, gdyż na tackach w marketach, sprzedaje się odmiany opisane jako cherry wielkości piłeczek golfowych, za to zebranych w regularne długie grona. Można by odnieść mylne wrażenie, że właśnie o ten rodzaj gron chodzi a nie o wielkość.

Co jeszcze? A tak, pozostało zastosowanie kulinarne. Ale to zazwyczaj wynika z rodzaju miąższu i wielkości owoców. I nie ma tu szczególnego nazewnictwa. Zazwyczaj występuje opis typu: na przetwory, kanapkowy lub do sałatek. Wszystko raczej zrozumiałe.

A guzik jeszcze…

Okres wegetacji

Mamy więc bardzo wczesne (95–105 dni), wczesne (105–115 dni), średnio wczesne (116–135 dni) i późne (ponad 130 dni). 

Jeśli więc na opakowaniu jest napisane, że nasiona w nim tkwiące to odmiana karłowa, wiotkołodygowa typu cherry, wczesna oznacza to nie mniej nie więcej, że wyrośnie nam krzak samokończący, który możemy posadzić w donicy by przewieszał sobie swobodnie przez nią pędy, i będzie miał małe owoce wielkości owoców czereśni. Nie musimy go regulować, ale jeśli chcemy go posadzić w większym pojemniku, to trzeba będzie jakoś zadbać by jego pędy nie tarzały się po ziemi. Owoców możemy się spodziewać już po ok. 100 dniach od wysiania nasion.

I tu kolejny mylnik, gdyż większość katalogów pomidorowych posługuje się określeniem długości okresu wegetacji nie od momentu wysiania nasion, a od momentu ich posadzenia do gruntu. Zakładając, że produkcja odpowiednio wyrośniętej rozsady zabiera ok. 6 tygodni, nasz pomidor wg. katalogu będzie oznaczony między 65 – 73 dni do zbioru, skoro ma być wczesny.

Jeśli natomiast na torebce jest napisane: wysokorosnący, befsztyk, średnio-wczesny to możemy spodziewać się rośliny, która wyda na świat solidnej wielkości owoce, z małą ilością galaretki. Roślinę taką należy regulować, czyli prowadzić na jeden lub dwa pędy ( w wyjątkowych przypadkach na 3 ) i podwiązywać pędy. Owoce będziemy zbierać po 116 dniach od siewu, lub jak kto woli od 75 dni od posadzenia.

Takie obliczenia są oczywiście orientacyjne.

Co jeszcze warto wiedzieć na początek

Jest jedna sprawa budząca często sporo kontrowersji. Pomidor jest rośliną samopylną i ma kwiaty obupłciowe. Zapylenie odbywa się więc własnym pyłkiem w skutek pękania pylników do wewnątrz. Stąd częste porady na forach i portalach ogrodniczych by dla lepszego zawiązywania owoców potrząsać gronami, lub całymi roślinami.

Ma to związek z kolejną kwestią poruszaną w różnych internetowych dyskusjach, a mianowicie: Czy pomidory krzyżują się ze sobą samoistnie? Nie, z definicji nie krzyżują się, ponieważ budowa kwiatu pomidorowego jest taka, że słupek i pręciki, czyli organy płciowe u pomidorów są osłonięte. Jak więc miałby dostać się tam obcy pyłek? Za pomocą zapylaczy, czyli trzmieli pszczół itp. powiecie. Otóż, nie, owady te biorą owszem udział z zapylaniu pomidorów ale ich rola nie polega na przenoszeniu pyłku lecz na potrząsaniu kwiatem (wibracje od ruchu skrzydeł, podwieszania się na nim itd.). Ale i od tej reguły jest wyjątek. W wyniku prac hodowlanych stworzono odmiany pomidorów, w których słupek wystaje ponad pręciki. W takim wypadku może dojść do zapylenia krzyżowego, czyli przeniesienia pyłku z kwiatów innej rośliny. Sytuacja bardzo rzadko występująca, ale nie niemożliwa.

Jakieś pytania?

Pomidory, jeszcze raz cz.1

Pomidory, jeszcze raz cz.1

Tak. Mam świadomość, że powtarzam się niczym zacięta płyta. Ale uprawiam co roku pomidory, i co roku patrzę na ten temat z nowej bogatszej o cały sezon, perspektywy.

Pomidory odznaczają się taką ilością wielkości, kolorów, kształtów i smaków, że wprawiają mnie w podziw z każdym rokiem głębszy.

Aztekowie nazywali pomidora Tomatle czyli puchnący. Ciekawe prawda?  Europejczykom długo zeszło zanim zasmakowali się w pomidorach, ale gdy już to się stało, zyskały one przydomek “rajskich owców”, jak też “jabłek miłości”. Mówi samo za siebie. W języku polskim nazwa została zapożyczona od włoskiego pomme d’oro i oznacza złote jabłko. Pomidory to dar natury. A rajskie owoce z własnego balkonu lub tarasu smakują dwa razy lepiej. Koniecznie musicie spróbować.

Z botanicznego punktu widzenia pomidor to jagoda, czyli owoc. l jak wiele innych owoców w przeciwieństwie do warzyw, składa się w przewadze z kwasów owocowych i cukrów.

A to też pomidor?

Jest kilka conajmniej gatunków będących w dużym pokrewieństwie z pomidorami, które jednak pomidorami nie są.

Tomatillo.

Fot. Pixebay

Oglądaliście „Smażone zielone pomidory”? Wbrew pozorom nie chodzi tu o niedojrzałe pomidory, ani o ich zieloną odmianę. Chodzi o psiankę o nazwie Tomatillo, kuzynkę pomidora i miechunki rozdętej. Jest jak pomidor psianką.

To egzotyczny krzak rodzący 6 centymetrowe jagody. W Meksyku przyrządza się z nich potrawę, która dała tytuł wspomnianemu powyżej filmowi. Teoretycznie da się nawet uprawiać Tomatillo u nas. Warunkiem jest ciepłe dobrze nasłonecznione miejsce.

Tamarillo.

Fot. Pixebay

Kolejny prawie pomidor. Cyfomandra grubolistna- intrygująca nazwa- czyli inaczej pomidor drzewiasty jest również psianką. I na tym pokrewieństwo się kończy. Jego owalne owoce ważące ok.100g można jeść na surowo, i duszone jak warzywo. Teoria mówi, że Tamarillo jest rośliną klimatu podzwrotnikowego, i szczególnie udaje się na obszarach wyżynnych.

Quito

Pomidor Quito lub inaczej Jagoda andyjska to kolczasty krzak tropikalny lubiący górzyste tereny. Psianka, lekko trująca, ale da się zjeść. Jeśli zgubicie się gdzieś na wyżynie patagońskiej bez jedzenia, można survivalowo łyknąć na wzmocnienie.

Dobra będzie tych podróbek, wracamy do pomidora.

Część 1 czyli od nasionka, do rozsady.

Siać czy kupować gotową rozsadę?

A to już ‚‚jak stryjenka uważa’’. A tak poważnie, jeśli macie kawałek jasnego parapetu to jasne, że siać.  Nasion niesamowitych odmian pomidorów jest bezliku, a rozsady producenci robią najczęściej z kilku sprawdzonych, odpornych odmian. Nikt na targu nawet nie słyszał o takich odmianach jak Pendulina Orange, Petrusha Gardener, czy Garden Pearl. Tam kupicie Betaluxa, Pokusę a jak będziecie mieć szczęście Maliniaka. Nie żeby to były złe odmiany. Poza tym najczęściej rozsady nie są oznakowane, a na pytanie -jakie to odmiany, usłyszycie najpewniej: -ten jest czerwony, ten malinowy, a tamten to taki koktajlowy”. Czyli siać. A kiedy?

Odpowiedni termin siewu.

Ponieważ od momentu siewu do wysadzenia gotowych rozsad do docelowych pojemników minie około 8 tygodni, termin siewu zależy od planowanego terminu umieszczenia roślin na stałe na dworze. W naszym klimacie najpewniej przypada on w połowie maja, po ostatnich przygruntowych przymrozkach. Oznacza to, że najlepszym terminem siewu jest druga połowa marca. Czyli właśnie teraz. Szybko! Nasiona, ziemia, pojemniki, jedziemyyyyy…!

Uwaga, wcześniejszy termin siewu jest możliwy jeśli mamy wystarczającą ilość światła. Można rośliny doświetlać przez pierwsze tygodnie gdy dni są jeszcze dość krótkie. Przy małych karłowych roślinach, dzięki temu zabiegowi można oczekiwać nieco wcześniej pierwszych dojrzałych owoców.

W czym siać i jak.

Najprościej w specjalnej ziemi do wysiewu. Gotowe mieszanki mają być zrównoważone pod względem przepuszczalności, ubogie w składniki odżywcze i wolne od patogenów i nasion chwastów. Mamy duży wybór tego typu podłoży dostępnych na rynku w bardzo różnych cenach. Prawie wszystkie na szczęście spełniają powyższe wymagania. Dobrym rozwiązaniem jest stworzenie własnej mieszanki z torfu wysokiego odkwaszonego i perlitu. O własnych mieszankach przeczytacie w tym artykule.

Test podłoży do siewu, okaże się lada dzień na blogu.

Czy zaprawiać nasiona? Jeśli pochodzą z niepewnego źródła, np. z wymiany nasion to wydaje mi się że warto. O ekologicznych sposobach zaprawiania nasion przeczytacie tutaj

Jeśli chcecie wysiać kilka odmian po jednej sztuce dobrym rozwiązaniem będzie mała wielodoniczka, lub tekturowe wytłoczki po jajkach, jeśli ktoś lubi takie recyclingowe zajawki. Te ostatnie sprawdzą się tylko wtedy, gdy natychmiast po wzejściu nasion, w fazie liścieni, przepikujecie je do odzielnych nieco większych doniczek. Nie zapomnijcie o oznaczeniach odmian.

siew pomidorów

Optymalna temperatura kiełkowania pomidorów to 22-25 stopni C, nie powinno dopuszczać się do jej spadku poniżej 20 stopni, bo wschody będą nierówne i niewydajne.

Po tygodniu, do dwóch, pojawią się pierwsze siewki ( zależy to od odmiany, zdolności kiełkowania nasion i podłoża – zbyt bogate w minerały podloże może utrudniać proces kiełkowania).  Jeśli wysialiście jedną odmianę w kilku egzemplarzach, zazwyczaj pierwsze, które wyszły z ziemi będą najsilniejsze i najbardziej plenne. Z ich przepikowaniem nie należy czekać. Wysadzamy do pojemników 200ml w fazie pierwszych liści właściwych, i…

Pielęgnacja rozsady.

Teraz rośliny potrzebują dużo światła i dużo ciepła. Temperatura w dzień powinna wynosić 20-22 stopnie C, a w nocy 16-18. Jeśli możecie wnieść na noc rozsadę do nieco chłodniejszego pomieszczenia niż to, w którym znajdują się w dzień, koniecznie z tego skorzystajcie. Dzięki temu zabiegowi rośliny będą silniejsze i bardziej odporne na późniejsze stresy związane ze zmianą otoczenia. Nie da rady? Trudno. Bez tego też sobie poradzą.

Co dwa tygodnie, rozsadę należy zasilić słabym roztworem nawozu. Może to być zrównoważony nawóz mineralny, lub organiczny np. Biohumus. Podlewanie powinno w tym okresie być równomierne i niezbyt obfite, tak by ziemia pozostawała wilgotna, ale nie mokra. Częstym błędem przy pierwszych samodzielnych próbach wyhodowania własnej rozsady pomidorów, jest właśnie zbyt obfite podlewanie. Powoduje ono uduszenie biednej roślinki zalanej falą naszej nadopiekuńczości.

 

Dobrze…załóżmy, że do tej pory wszystko przebiegało bez zakłóceń. Gdy Wasze pomidorkowe przedszkole dorośnie do wysokości 6-8 cm ( w zależności od odmiany), czas na przesadzkę do doniczek o średnicy 10-12cm z dobrą ziemią do uprawy. Może to być znowu gotowa mieszanka (uniwersalna, lub do rozsad) lub podłoże przygotowane samodzielnie. To podłoże powinno mieć więcej składników odżywczych. Na tym etapie można (ale nie trzeba) zacząć używanie biostymulatora np z alg lub wyciągu z grapefruita.

Nadal najważniejsze z ważnych jest nasłonecznienie. Jeśli światła będzie zbyt mało, wyrosną Wam żyrafowate, cienkie smutasy, słabe i mimozowate, a określane mianem “wybujałych”. Takie rośliny gorzej przeżywają wszystkie stresy, a co za tym idzie słabiej kwitną i owocują. Chociaż wola przetrwania jest wielka i jeśli po trudnym starcie dacie swoim roślinom odrobinę więcej “miłości” czyli ciepła, słońca i nawozu jest szansa na wyrównanie błędów młodości.

Podlewamy dopiero gdy zasoby wody są o krok od wyczerpania, czyli rzadziej, a obficiej. Koniecznie sprawdzajcie, czy doniczki mają drożny odpływ, i pod żadnym pozorem nie pozostawiajcie ich w wodzie, która napłynęła do tacek, po podlewaniu (chyba że zdążyliście przesuszyć podłoże maksymalnie i woda leci przez nie jak przes sito, zazwyczaj sadzonka w takiej sytuacji ma już listki klapotki czyli straciła turgor. Wtedy i tylko wtedy, należy  pozwolić by podłoże powoli nawilgotniało).

Jakie możeszcie napotkać trudności.

Najczęstszym problemem jest nadopiekuńczość. Konewka stoi koło wielodoniczki, lub kubeczków z rozsadami zawsze pełna, a my jak babcia wnuczkowi, “pchamy do dzioba” aż mu się ulewa, rozpuszczając się przy tym w błogim uśmiechu, podszytym lekką nutką zmartwienia – “jedź, jedź, takiś mizerny”. Prawda, że pachnie kłopotami?

Objawy podtopienia rozsad:

zahamowany wzrost

podwiędnięte,  jakby zgnicione końcówki liści, które w następnej kolejności usychają  prawie bez zmiany koloru

mdlejąca roślina tracąca turgor

 

Kolejny problem wynika zazwyczaj z przeświadczenia, że nasze pomidory mają być maksymalnie ekologiczne, czyli zero nawożenia. Hej, hej – eko, nie oznacza zagłodzony. W pierwszym okresie rozsadzie wystarczy pożywka z biohumusu, ale gdy liścienie zaczynają żółknąć to znak, że wykorzystały już wszystko co było w podłożu i czas na dokarmianie. Oczywiście żółknące liścienie to nie objaw, którym należy się martwić. Zżółkną, odpadną i po temacie, ale…. rozsada dała Wam właśnie sygnał, że chce jeść. Jeśli nie zareagujecie, Wasze pomidorowe krzaczki będą jak to się mówi, rachityczne, w jasnozielonym kolorze unoszące zdrobniałe wierzchołki liści ku górze jakby w błagalnym geście.

Nawożenie mineralne kontra organiczne.

To zawsze powód do dyskusji. Jak dla mnie w tej fazie uprawy bez różnicy, jeśli wie się czego i ile podawać. Za nawożeniem mineralnym przemawia fakt, że można dokładnie kontrolować ilość wszystkich podawanych składników. Za organicznym, że nie musimy się o to martwić aż tak bardzo, bo substancje mineralne uwalniają się w miarę powoli.

Do nawożenia mineralnego można stosować każdy nawóz mineralny o odpowiednich proporcjach składników pokarmowych, zaopatrzony również w mikroelementy. Azot powinien być mniej więcej w równej wartości z fosforem, natomiast potas o wartości nieco podwyższonej w stosunku do nich. Dobrym wyborem bedą nawozy NPK 2:2: 3,5 , lub 2,2 : 2,5 : 4,5, ale nie będzie też pomyłką użycie nawozu zrównoważonego, czyli o trzech równych wartościach. W każdym sklepie ogrodniczym znajdziecie takie nawozy w płynie, lub w postaci krystalicznej do rozpuszczenia w wodzie. Uwaga na dawkowanie. Dokładnie przeczytajcie instrukcję, a jeśli opakowanie nie posiada wyczerpujących informacji poszukajcie ich na stronie producenta. Absolutnie nie używamy nawozów mineralnych “na oko”.

Fertygujemy rozsadę czyli podlewamy rozcieńczonym nawozem przy każdym podlewaniu.

Z nawożeniem rozsad wiąże się pewien problem często bardzo niepokojący świeżo upieczonych ogrodników, czyli przenawożenie azotowe. Mimo stosowania się do tabeli producenta, zdarzy się czasami, że cosik nawozu będzie zbyt dużo. Rozsada wtedy podwija liście pod siebie, które zaczynają wyglądać niczym loki druhny. Nie należy panikować, wystarczy przez jakiś czas nie podawać rozsadzie nawozu, tylko samą wodę.

Nawożenie organiczne polega zazwyczaj na zastosowaniu w trakcie przesadzania rozsady, podłoża o odpowiedniej ilości materii organicznej zasobnej w składniki odżywcze. Najlepszym rozwiązaniem jest ziemia kompostowa. Potem już pozostaje podlewanie biohumusem i gnojówkami roślinnymi (jak tylko będzie je z czego przefermentować)

gnojówka roślinna do fertygacji pomidorów:

10l wody- najlepiej deszczówki

1kg roślin świeżych: pokrzywa, żywokost, narecznica, mniszek lekarski i skrzyp polny

W naczyniu plastikowym lub kamiennym pocięte liście zalewamy deszczówką. Odstawiamy w miejsce o pokojowej temperaturze, lub ciut niższej. Dbamy o napowietrzenie co jakiś czas mieszając. Gnojówka jest gotowa gdy przestanie się pienić czyli po około tygodniu. Nieprzyjemny zapach można złagodzić dodatkiem mączki skalnej, lub wyciągiem z ruty.

Do podlewania rozsad tak przygotowaną gnojówkę rozcieńczamy 1:20

 

cdn…

 

 

 

 

Warzywa w miejskim tempie życia

warzywa z balkonu

Szybko, coraz szybciej…

Już od dawna nasze życie wygląda jak ciągła gonitwa. Szczęśliwcem ten, kto tego nie doświadcza. Niestety większość z nas ma dni wypełnione po brzegi różnymi zajęciami, a telefony i tablety dopełniają je za pomocą mediów społecznościowych…albo blogów 😉
Wieczory z rodziną na kanapie przy rundce Eurobiznesu, stały się rzadkie, niczym gatunki zagrożone wyginięciem. Jeśli już dysponujemy jakimś wolnym czasem, upychamy w niego tyle zajęć z cyklu life style, że i tak pęka w szwach. Bieganie, basen, zdrowe odżywianie…A ogród nawet taki mini i na balkonie nie jest bezobsługowy.

Oczywiście to nie to samo co pełnowymiarowy gruntowy warzywnik. Jest szansa, że nawet bardzo zapracowana osoba, doczeka się satysfakcjonujących plonów w pojemnikowej uprawie, stosując się do kilku jak uważam, bardzo pożytecznych wskazówek.

1. Uprawiaj rośliny łatwe w pielęgnacji

Jeśli czas, który możesz poświęcić warzywnikowi jest mocno ograniczony, nie sadź roślin wymagających szczególnej opieki. Warzywa takie jak pomidory, okra, fasola czy cukinia będą wymagały większego zaangażowania niż ziemniaki, bataty, papryka, zioła przyprawowe czy cebulka.
I chodzi tu nie tylko o czas poświęcony na pielęgnację, ale również o zbiory. Sałata jeśli nie zbierzesz jej na czas wybije w pęd kwiatowy, pomidor puści dziesiątki bocznych pędów na których będzie miał mniejsze i nieregularnie dojrzewające owoce, a fasola czy ketmia zwyczajnie złykowacieje i w miejsce smacznego warzywa stanie się materiałem nasiennym.
Ziemniaki i bataty w tym czasie, będą rosły niemal samoobsługowo, grzecznie czekając na zbiór. Malabar, będzie produkował coraz to nowe piętra liści, a cyklantera nawet jeśli kilka wcześniejszych owoców popęka z dojrzałości, nie przestanie produkować dziesiątek kolejnych. 

W świetle tych przemyśleń, można warzywa podzielić na trzy grupy: nieczasochłonne, nieczasochłonne warunkowo i czasochłonne na maxa.
I tak do roślin nie absorbujących czasowo zaliczyłabym:
Ziemniaki
Bataty
Papryki
Malabar
Cebulę
Marchew
oraz większość ziół przyprawowych
Do tych warunkowo ( warunkiem jest np. pilnowanie momentu zbiorów ):
Fasolę
Groch
Cyklanterę
Bób
Kukurydzę
Cukinię
Sałatę i inne listki
Ogórki
Rodzynek brazylijski
Kapustne typu jarmuż, czy pak-choi (te ze względu na ochronę przed szkodnikami)
A na maxa absorbujące są:
Pomidory szczególnie te wielkoowocowe
Bakłażany
i Ketmia
trzeba bowiem przy nich nie tylko pilnować momentu zbiorów, ale też wykonywać szereg pielęgnacyjnych zabiegów i stale monitorować stan nawodnienia i nawożenia.

2. Wybieraj rośliny odporne

Walka z chorobami zabiera naprawdę dużo czasu. I pomimo tego, że jestem zwolenniczką starych odmian, to w kilku przypadkach uważam, że rozsądniejszym rozwiązaniem są odmiany mieszańcowe, odporne na specyficzne dla gatunku choroby grzybowe czy wirusowe. Takie rośliny oprócz odporności mają zazwyczaj zwiększoną produktywność. Poszukajcie odmian F1 dedykowanych do upraw ekologicznych.

3. Wybieraj odmiany wysoko plonujące

Odmiany tych samych warzyw różnią się od siebie produktywnością z różnych powodów. Nie ma jednak nic bardziej frustrującego, od uprawiania przez cały sezon doniczki z bakłażanami z jednym tylko owocem 😉 Dobrze jest więc najpierw poczytać trochę o oferowanych przez rynek nasion odmianach, i wybrać te, które już genetycznie mają wpisane wydawanie na świat większej ilości potomstwa. Odmiany mniej plenne a bardziej egzotyczne w smaku czy wyglądzie są raczej dla osób, które mogą poświęcić im więcej czasu.

4. Sadź warzywa w pojemnikach samonawadniających, lub zainwestuj w system nawadniania

Uprawa warzyw w pojemnikach i doniczkach, to nieustający slalom z konewkami. Ziemia w pojemnikach wysycha niemal błyskawicznie. W czasie szczytowych letnich upałów balkonowy warzywnik był podlewany dwa, a nawet trzy razy dziennie i poświęcałam na to około 2 godzin czasu. Kompletnie nierealne dla kogoś kto pracuje na pełnym etacie a do tego prowadzi dom i zajmuje się dziećmi; lub pracuje, uczy się i twituje namiętnie ;). Dlatego też dobrodziejstwem są systemy nawadniania, które można podłączyć do zbiornika z wodą, lub pojemniki z rezerwuarami na wodę.
Takie pojemniki można kupić, ale również wykonać samemu.
Natomiast system nawadniania kropelkowego z timerem pozwoli nawet, bezstresowo wybrać się na urlop. No dobrze, prawie bezstresowo 😉

5. Ściółkuj

Nie zależnie pod tego czy w Twoich skrzynkach goszczą truskawki, pomidory czy inne rośliny, ściółkowanie to dobrodziejstwo. Nie ma chwastów, woda nie paruje z taką łatwością z pojemnika, a temperatura gleby w niej, jest bardziej stabilna. Jeśli do ściółkowania wybierzesz substancję organiczną np. zmieszany ze słomą kompost, to dodatkowo zapewnisz roślinom rezerwuar składników odżywczych. Ściółkowanie pojemników to duża oszczędność czasu i lepsze plony. Nadają się do tego słoma, kompost, chrobotek reniferowy, ale też specjalna włóknina, którą można kupić w sklepach ogrodniczych czy drobny żwir lub kora.

6. Wzbogacaj zawartość pojemników w substancje organiczne

Kompost, obornik, gnojówki roślinne, biohumus, mikoryza, Emy czyli efektywne mikroorganizmy, to wszystko dobrodziejstwa w uprawie pojemnikowej. Są pełne wysoko wykwalifikowanych pracowników: bakterii i grzybów, którzy zadbają o zrównoważony stan podłoża. Podnoszą zdolność gleby do zatrzymywania wody, pobudzają system korzeniowy roślin do wzrostu, i wspomagają odporność na warunki stresowe, takie jak okresowa susza czy zimno.
Czysto ekologiczne, łatwe w stosowaniu i w tym momencie już nawet niezbyt drogie preparaty z mikoryzą czy biohumusem są ogólnie dostępne w centrach ogrodniczych.

Podsumowując. Powyższe, to naprawdę pojemnikowe pierwsze kroki, dla rozpoczynających przygodę z warzywami, ale każda podróż zaczyna się przecież od pierwszego kroku.

Tam gdzie nie ma słońca zbyt wiele idealna do pojemników będzie marzanka wonna.
Substancje organiczne i kwasy humusowe to doskonali pomocnicy w pojemnikowym ogrodzie. Czasem jednak trzeba sięgnąć po nawożenie mineralne.