Jestem zakręcona jak bąk w tulipanie. Marzec minął mi nie wiem kiedy. Obfitował w siewy pomidorów i papryk, ale też kłopoty z internetem 🙁 No nic, oby do przodu.
Doszły do mnie nasiona ze Stanów.
Co mnie niezmiernie ucieszyło, bo już byłam cała w strachu, że zaginęły w pętli czasu. Stres był tym większy, że były podstawą wymiany z koleżanką, Kasią. Ze wstydu bym się spaliła, tym bardziej, że nasiona od Kasi już dawno siedzą u mnie w kubkach ( wybacz Moja Droga, że to tak długo trwało, mam nadzieję, że przesyłka już do Ciebie dotarła).
Gdy tylko wyrwałam kopertę z rąk listonosza, łapczywie rozrywając ją w biegu między drzwiami a kanapą, zgrabnym rzutem w podłoże kokosowe wysiałam po 2 nasiona z każdej odmiany. Teraz mam podwójne szczęście w każdej komórce.
Pochorowały się papryki, na szczęście tylko dwie.
O dziwo, obie testowe Chili NN z mikoryzą uniwersalną. Dwie wersje bez mikoryzy wyglądają normalnie. Pytanie – winna jest mikoryza, czy mikoryza w reakcji z czymś, a może coś zupełnie nie zależnego od niej? Nie umiem określić. Wygląda jak uszkodzenia chłodowe, ale nie wystawiałam papryk na dwór. Podobnie wygląda też poparzenie chemią, albo wodą na słońcu, ale to akurat nie mogło się zdarzyć. No i nie wiem. Na razie postawiłam je w mniej słonecznym miejscu i czekam. Podejrzewam jednak poparzenie. Niestety sadzonki przez to ciepluszenie są bardzo wydelikacone. Bliskość szyby ze słonecznymi promieniami jest najprawdopodobniejszą wersją.
Wymyłam taras i wysiałam przedplony, które w ciepłe dni pięknie wykiełkowały.
Postawiłam na sałaty, mizuny, endywię i szpinak. Część wysiałam bezpośrednio do skrzynek, część do doniczek i trzymam je w balkonowym foliaczku. Większość ładnie powschodziła, wyjątkiem jest sałata Królowa Majowych, która drugi rok z rzędu wcale mi nie kiełkuje, choć to kolejna, nowa torebka. Zagadka.
Zaliczyłam starcie z kotem, zakończone okratowaniem wszystkich skrzynek i przygotowałam wszystkie pojemniki do obsadzenia.
Co roku ta sama śpiewka. Gdy nadchodzi wiosna, kot teściów zakrada się na taras i grzebie mi w skrzynkach. Czasami nawet robi sobie z nich kuwetę, wnerwiając mnie okrutnie. Co roku przygotowuję mu różnego rodzaju przeszkadzajki. Najskuteczniejsze okazało się okratowanie skrzynek na czas wschodów. Gdy pojemnik zarośnie zielenią kocur się wylogowuje z tematu.
Wysadziłam do doniczki topinambur.
I wypuścił piękne listki. Trzeba będzie lada moment go przesadzić, ale na razie mimo ciasnej doniczki całkiem dobrze sobie radzi.
Pszczółki skrzynkowe rozpoczęły wyloty.
W zasadzie nie wiem kiedy, ale widać, że kolonia ma się dobrze. Specjalnie nie przekopywałam skrzynki na jesieni, żeby nie zniszczyć im domu w nadziei, że gdzieś tam sobie mieszkają. No i są. Zastanawiam się co zrobię, gdy trzeba będzie posadzić coś po przedplonach. Nie wiem jak głęboko jest “ul” i czy przy sadzeniu go nie zniszczę. Najwyżej tak jak w zeszłym roku posieję tam coś, zamiast wysadzać z rozsady.
Reszta to sianie, pikowanie, sianie i pikowanie…
I tak w kółko.
Z ogrodniczym pozdrowieniem
Anja
Mam tą marchew, warto? Ale skrzynka tylko 3listewkowa, nie zaplytka?
Werka, na opakowaniu jest napisane, że do pojemnika o głębokości min. 20 cm. Skrzynka ma tyle, bynajmniej ta moja, będzie git 🙂
Mój topinambur siedzi w donicy od niemal miesiąca i nic! Wczoraj nawet delikatnie odkopałam bulwy (żeby sprawdzić czy aby nie zgnił (bo groszek z allegro, drogocenne 10 nasion, to mi zgnił i doniczka zieje pustką, w momencie gdy sąsiednie groszki mają już zielone i krępe łodyżki i rozwijają liście)) – niemrawo wypuszcza rachityczne korzonki i na trzy bulwy tylko jedna (!) wypuściła jeden (!) zielony mirkopęd (który ma do przebycia 10cm + keramzyt). W tym tempie słabo ten topinambur widzę.
Aniu, daj mu szansę, jeszcze jest czas. Ja kupiłam na tacce z całą masą korzeni na wierzchu, dlatego też wykiełkował migusiem.